Na początku agresji rosyjskiej na naszego wschodniego sąsiada napisałem w mediach społecznościowych, że najlepszym rozwiązaniem dla Polski oraz Ukrainy byłoby połączenie obu krajów w jeden organizm. Taka Rzeczpospolita Obojga Narodów byłaby 16. najludniejszym państwem świata, największym graczem w UE, z ogromnym potencjałem militarnym i ekonomicznym. My jeździlibyśmy na wakacje nad „nasze” Morze Czarne, a Ukraińcy nad „ich” Bałtyk. Słowem: szach-mat, panie Putin!
Była to, co oczywiste, prowokacja intelektualna. Taka idea nie spodobałaby się elitom intelektualnym i politycznym obu społeczeństw, a przede wszystkim nie znalazłaby uznania w oczach zwykłych ludzi, którym w głowie się nie mieści, że narody mogą nie chcieć żyć w państwach, których granice pokrywają się z mapą osiedlenia poszczególnych grup narodowościowych. Zwłaszcza Ukraińcy, którzy przeżywają dziś patriotyczną euforię, nie zagustowaliby w pomyśle, że zaraz po tym, jak uciekli od dominacji Rosjan, mieliby współtworzyć swoją przyszłość z Lachami. Co innego idea członkostwa w UE i NATO, a co innego pomysł wspólnego państwa z Polakami.
Rodowód narodów
Jesteśmy zanurzeni w świecie narodów i nie zdajemy sobie sprawy, że to świat absolutnie nowy, modernistyczny, stanowiący „ostatni krzyk mody” w ustanawianiu ustrojów politycznych. Państwa istnieją mniej więcej od 6–7 tys. lat (niektórzy badacze uważają, że nawet dłużej), ale koncepcja legitymizacji ich trwania poprzez ideę wspólnoty narodowej ma nie więcej niż trzy wieki. Mówiąc krótko – przez ponad 90 proc. czasu trwania państw ich władcy nie potrzebowali tego, iżby ich poddani (czasami obywatele) stanowili jedność etniczną, a granice ich królestw czy państwa pokrywały się z występowaniem jakiejś określonej etni. Przez prawie cały czas do uzasadnienia trwania władzy wystarczały inne fenomeny – naga siła, religia, wreszcie interesy dynastyczne sprawujących władzę. Szalona idea, że państwo powinno mieć coś wspólnego z narodem, powstała nie dalej, jak 200–250 lat temu, a zakorzeniła się w świadomości ludzi mniej więcej na początku XX wieku. Trudno w to uwierzyć, ale jeszcze pod koniec XVIII wieku nie istniało słowo „międzynarodowy” (wymyślił je dopiero Jeremy Bentham), a to dlatego, że… nie było wcześniej narodów.
Czytaj więcej
- Są tacy PiS-owscy ministrowie, którzy niewiele wiedzą, niewiele umieją, swoją rację istnienia w polityce budują na tym, że trzeba atakować Platformę, Donalda Tuska - powiedział Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący PO, komentując wypowiedzi Łukasza Schreibera, szefa stałego komitetu Rady Ministrów.
Czytaj więcej
Koszty tej wojny już są dla nas duże.
Prawda o nowoczesnym rodowodzie narodów trudno przebija się do świadomości ludzi. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że ich przywódcy bardzo dbają o to, by zwykli obywatele byli święcie (sic!) przekonani, że przynależność do narodów jest odwieczna i niedyskutowalna oraz że oddanie za nie życia jest oczywiste i naturalne. Rzeczywistość jest jednak odmienna – narody to twory nowoczesne i sztuczne. Wbrew powszechnej opinii to państwa stwarzają narody, a nie narody budują dla siebie państwa. Na palcach dwóch rąk można wskazać te narody, które powstały bez swego państwa (np. Żydzi, Kurdowie, Słowacy…) – cała reszta jest tworem państw. Mówiąc wprost – najpierw była Polska, Francja czy Rosja, a potem dopiero pojawili się Polacy, Francuzi czy Rosjanie (znane jest powiedzenie Massimo d’Azeglia, wygłoszone krótko po zjednoczeniu Włoch: „Stworzyliśmy Włochy, teraz musimy stworzyć Włochów”).