Od rozpoczęcia inwazji rosyjskiej na Ukrainę tylko do Polski uciekło już ponad 1,83 miliona osób. Przymusowa migracja ludzi na tak wielką skalę w tak krótkim czasie jest w powojennej historii właściwie bez precedensu. Porównywalne do pewnego stopnia są doświadczenia uciekających przed wojną domową Syryjczyków i państw, które udzieliły im schronienia. Jedną z najważniejszych lekcji, jakie możemy wynieść z ich doświadczeń, jest konieczność działania według zasady „miej nadzieję na najlepsze, przygotuj się na najgorsze”.
Punkty zapalne
Choć wszyscy mamy nadzieję, że wojna zakończy się jak najszybciej zwycięstwem Ukrainy, musimy być przygotowani na scenariusz, w którym miliony uciekinierów z Ukrainy pozostaną w Polsce na dłuższy czas – nawet jeżeli nie na lata, to na długie miesiące. Ponad dziesięć lat od wybuchu wojny domowej w Syrii zdecydowana większość Syryjczyków nadal przebywa w krajach ościennych, w których znaleźli schronienie (wedle szacunków ok. 1,3 miliona w Jordanii, 1,5 miliona w Libanie i ponad 4 miliony w Turcji). Z czasem oprócz osób starszych, kobiet i dzieci, do Polski mogą przyjechać również mężczyźni. Poziom empatii skierowanej w ich stronę może się okazać zdecydowanie niższy.
Po pierwsze, należy zawczasu starannie dostosować politykę integracyjną do lokalnych realiów. W Jordanii, Libanie i Turcji jednym z priorytetów była ochrona lokalnego rynku pracy w świetle wysokiego bezrobocia wśród lokalnej ludności. Rządzący, nie bez przyczyny, obawiali się, że wizja „zabierania” miejsc pracy przez uchodźców wzbudzi agresję nie tylko w stosunku do Syryjczyków, ale także – klasy politycznej.
Strategia ta narodziła jednak kolejny problem: miliony uciekinierów z Syrii pozostawały na garnuszku organizacji humanitarnych i państw ich goszczących, a ci, którym udało się dostać pracę, znajdowali ją głównie w szarej strefie. Wzrost zatrudnienia uchodźców poza legalnym obiegiem jest realnym zagrożeniem także w Polsce, zwłaszcza że zjawisko to, dotyczące jak dotąd migrantów, już jest w naszym kraju powszechne, pomimo że obecnie brakuje nam raczej rąk do pracy niż ofert zatrudnienia. Jak pokazują badania przeprowadzone przez CASE – Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, jak dotąd jednym z najczęstszych tego powodów była rozbudowana, nieprzejrzysta i czasochłonna biurokracja związana z uzyskaniem pozwolenia na zatrudnienie cudzoziemca, zwłaszcza na dłuższy okres. W tym kontekście wprowadzone przez specustawę przepisy, które wymagają od pracodawców zatrudniających ratujących się przed wojną Ukraińców jedynie powiadomienia odpowiedniego powiatowego urzędu pracy poprzez platformę online, są dobrym rozwiązaniem.