W sierpniu Kross obchodzi 30. rocznicę powstania. Moment wyjątkowy nie tylko z powodu jubileuszu, ale także sytuacji, w jakiej znalazła się firma w związku z pandemią. Czy to najtrudniejsze chwile w waszej działalności?
Zbigniew Sosnowski: Dla nas to szczególna data. 30 lat to kawał historii. Pamiętam prawie każdą sytuację, która wydarzyła się w firmie, ale ta obecna jest zupełnie inna od poprzednich. Ciężko to porównywać z jakimkolwiek innym wydarzeniem. Nie wiedzieliśmy, jaka jest perspektywa, ciężko było się odnieść do jakiegokolwiek podobnego zdarzenia, co rodziło obawy o to, co będzie następnego miesiąca, a nawet dnia. Mieliśmy ograniczone pole manewru.
Stąd zwolnienia grupowe i przesunięcie pracowników na cztery piąte etatu?
To było dla mnie bardzo bolesne i trudne. Musieliśmy się z tym jednak zmierzyć, ponieważ marzec był wręcz katastroficzny. To była jedyna słuszna decyzja. Zredukowaliśmy załogę, staraliśmy się dobierać takie osoby, u których w rodzinie druga osoba pracuje, mają środki do życia. Uruchomiliśmy duży fundusz zapomogowy dla pracowników, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji. Każdy ze zwalnianych otrzymał list intencyjny, z którego wynika, że – po poprawie sytuacji – zatrudnienie w pierwszej kolejności znajdą właśnie ci pracownicy. Dzięki tej bolesnej decyzji i obniżeniu etatów do czterech piątych nasza firma bardzo szybko mogła odnaleźć się w nowej rzeczywistości i rekompensować spadki sprzedaży, utrzymując jednocześnie produkcję.
Nie przerwaliście produkcji?