NARODOWE TARCZE ANTYKRYZYSOWE
Epidemia SARS-CoV-2 i towarzyszące jej rządowe ograniczenia faktycznie uniemożliwiają normalne prowadzenie biznesu. Zaraz po chorych, pierwszą ofiarną wirusa jest płynność przedsiębiorców. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że ciężar ekonomiczny powstrzymania wirusa spocznie w dużej mierze na przedsiębiorcach dotkniętych państwowymi restrykcjami. Jak na ten problem reagują rządzący w kraju i za granicą?
Rząd Niemiec planuje m. in. utworzenie funduszu służącego przejęciu długów przedsiębiorców i czasowo znosi obowiązek zgłoszenia wniosku o upadłość. Rząd Węgier zawiesza lub odracza spłatę firmowych kredytów. Norwedzy obniżają VAT. Słowacy i Czesi odraczają płatność podatków.
W projektach ustaw z tzw. „tarczy antykryzysowej” Polski rząd zdecydował się m. in. na obniżenie czynszów lokali w dużych obiektach handlowych (pow. 2.000 m2) o 90% do czasu uchylenia zakazów handlu. Rządzący oferują też program gwarancji dla małych i średnich firm, czy też dopłaty do pensji pracowników dla wszystkich firm. W projekcie są też obiecane rozwiązania dotyczące odroczenia ZUS i podatków, w tym zaliczek na PIT od wynagrodzeń. Rząd przyjął też ustawę o pomocy publicznej dla firm pod ochroną restrukturyzacji sądowej.
Jeden z najpotrzebniejszych rodzajów wsparcia – dopłaty do wynagrodzeń - jest jednak uzależniony m. in. od złożenia przez przedsiębiorcę oświadczenia o braku niewypłacalności. Pytanie więc, komu państwo ma dopłacać do wynagrodzeń? Jeżeli firma jest zdrowa i wypłacalna, to raczej tej pomocy nie potrzebuje. Także w innych obszarach pomoc naszego państwa może być punktowa. Żeby ją otrzymać trzeba będzie przejść przez gęste sito. Z kolei roczny limit wydatków na pomoc dla firm w restrukturyzacji to 120 mln PLN. Czy to nie kropla w morzu potencjalnych potrzeb?
Co zatem może zrobić przedsiębiorca, który nie może schronić się za tarczą antykryzysową? Czy warto w takim wypadku ratować płynność innymi sposobami?