Mamy potężną drugą falę epidemii na świecie. Wydaje się, że giełdy tego nie dostrzegły, hossa jest kontynuowana.
Wiara w mocne odbicie w drugiej połowie roku jeszcze nie umarła. Cały czas jest założenie, że będzie lepiej. Giełda dyskontuje przyszłość, więc nie reaguje nadmiernie na obecne zawirowania i gwałtowny wzrost liczby zachorowań. Tendencja wzrostowa jednak słabnie. Do niedawna widzieliśmy mocne odbicie na giełdach, a teraz widać wypłaszczenie i obawy o przyszłość. Trudno prognozować cokolwiek, bo bezradni w przewidywaniu przyszłości są zarówno analitycy giełdowi, jak i epidemiolodzy.
Który ze scenariuszy na najbliższe miesiące wydaje się najbardziej prawdopodobny? Stabilizacja? Wzrost? A może zniecierpliwieni inwestorzy rzucą się do sprzedawania?
Zawsze byłem zwolennikiem kształtu pierwiastka. Mocny spadek w dół, mocne częściowe odbicie i wypłaszczenie. Niektórzy mówią, że może się zdarzyć koślawe W, czyli większy spadek w IV kwartale. Pozytywnym czynnikiem stymulującym są postępy w pracach nad szczepionkami, z których pierwsze pojawią się na przełomie roku. To światło w tunelu, które podtrzymuje relatywny optymizm na rynkach. Dlatego druga fala zakażeń koronawirusem nie robi tak dużego wrażenia. O wiele rzadziej też zdarzają się całkowite zamknięcia gospodarek. W jakiś sposób próbujemy żyć z pandemią, co daje otuchy obserwatorom.
W USA wybory już blisko. Ich wynik może zaważyć na dalszym rozwoju sytuacji na rynkach finansowych?