Nie wiem jak państwo, ale ja z przerażeniem przyjąłem wyniki najnowszych badań poparcia dla przyjęcia euro, przeprowadzonych dla Fundacji Wolności Gospodarczej. Przeciw przesiadce ze złotego na wspólną walutę „w ciągu kilku lat” jest już ponad połowa badanych, za – mniej niż jedna trzecia. Zwolenników ubywa (-4,2 pkt proc. rok do roku) szybciej niż przybywa zwolenników (+5,7 proc.).
Prawica wzmacnia nastroje antyunijne
Gdyby takie tempo zmian się utrzymało, za pięć lat cztery piąte Polaków byłoby przeciwko euro, do przyjęcia którego zobowiązalibyśmy się przecież głosując wiosną 2003 r. za traktatem o akcesji do UE. Może nie byłoby to takie przerażające – są przecież w Unii kraje, jak Szwecja, Dania czy Czechy, które też euro nie mają – gdyby nie to, że euro-fobia rozwija się równolegle z nastrojami otwarcie antyunijnymi. I je wzmacnia.
Z wiosennych badań CBOS wynika, że zwolenników pozostania Polski w UE jest 77 proc. wobec 92 proc. w roku 2022. To najgorszy wynik od 2013 r. Spadek w dwa lata aż o 15 pkt proc. to przerażający efekt antyunijnej propagandy prawicy i skrajnej prawicy. W kraju, gdzie gołym okiem widać poprawę jakości życia dzięki 20 latom obecności we Wspólnocie, w którym miliony miejsc pracy istnieją dzięki produkcji dla innych krajów Unii (trafia tam aż trzy czwarte eksportu) to absolutnie irracjonalne.
Przy tak nakręcanych, rosnących nastrojach antyunijnych łatwo będzie o podobny błąd, jaki zrobili Brytyjczycy wychodząc z UE
Brexitowy błąd Brytyjczyków
Obawiam się, że ten irracjonalny trend będzie się pogłębiał. Zacofanie energetyki już odbija się na cenach energii, za co obwiniana jest Unia i jej polityka ekologiczna, a nie polscy politycy Zjednoczonej Prawicy wstrzymujący przez lata rozwój tańszych OZE w interesie węglowego skansenu. Łatwo jest obwiniać Unię także np. za niestabilne ceny zboża, które przecież kształtuje rynek światowy i Brukseli nic do tego. Zwykły obywatel tych zależności nie dostrzega, więc propagandę kupi.