Stanisław Borawski: Czy prymat dolara się kończy?

Co musiałoby się stać, żeby chiński juan mógł zagrozić dolarowi? Przede wszystkim Pekin musiałby wdrożyć „liberalizację rachunku kapitałowego”, rezygnując z kontroli nad przepływami kapitału.

Publikacja: 17.04.2024 19:34

Od powstania systemu Bretton Woods w 1944 roku, żyjemy w świecie, w którym dolar amerykański – cytuj

Źródła dominacji waluty amerykańskiej

Od powstania systemu Bretton Woods w 1944 roku, żyjemy w świecie, w którym dolar amerykański – cytując czołówkę z CNN – „jest królem"

Foto: stock.adobe.com

Od powstania systemu Bretton Woods w 1944 roku, żyjemy w świecie, w którym dolar amerykański – cytując czołówkę z CNN – „jest królem”. Za czasów cinkciarzy znany jako „zielony”, dolar jest bezsprzecznie najbardziej pożądaną walutą świata. Według danych Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) z 2022 roku był on używany w prawie 90 proc. globalnych transakcji walutowych. Mimo to wielu inwestorów, ekonomistów czy polityków twierdzi, że era dolara powoli zmierza ku końcowi.

Coraz to większa niestabilność geopolityczna, ogromny dług publiczny Stanów Zjednoczonych czy gigantyczny wzrost ekonomiczny Chin są podawane jako przyczyny zwiastujące jego detronizację oraz koniec „świata jednobiegunowego”, czyli globalnej hegemonii amerykańskiej, na rzecz „świata wielobiegunowego”. Amerykańska dominacja na pewno przeżywa kryzys, ale czy to samo można powiedzieć o dolarze?

Nadchodzące zmiany geopolityczne czyli „świat wielobiegunowy”

Inwestor Ruchir Sharma napisał w „Financial Times”, że „nadchodzi świat post-dolarowy” i podał nieustający dług publiczny Stanów Zjednoczonych jako jedną z przyczyn. W grudniu 2023 PKB USA wyniósł ok. 28 bln dol., a zadłużenie przekroczyło sumę 34 bln dol. Dla porównania, w 2011 roku zadłużenie to wynosiło „tylko” 15 bln dol. Ponadto Sharma twierdzi, że coraz więcej banków centralnych optuje za trzymaniem rezerw walutowych w alternatywnych jednostkach monetarnych typu dolar kanadyjski, frank szwajcarski, chiński yuan/renminbi (RMB) czy indyjska rupia. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) ich udział wzrósł pięciokrotnie z 2 proc. w 2001 r. do 10 proc. w 2021.

Kilka miesięcy później, inny znany inwestor Ray Dalio w wywiadzie z japońskim „Nikkei Asia” powiedział, że „dominacja dolara zanika”. Jego zdaniem, okres hegemonii geopolitycznej Stanów, a wraz z nim kwitnącej gospodarki globalnej zmierza ku końcowi – wchodzimy w erę fragmentacji geopolitycznej i formowania się nowych bloków sojuszniczych, czyli „świat wielobiegunowy”.

Słowa Dalio znalazły wydźwięk również w wypowiedzi Christine Lagarde, prezeski Europejskiego Banku Centralnego. Podczas przemówienia w siedzibie Council of Foreign Relations, amerykańskiego think-tanku, Lagarde w ub.r. ostrzegła, że banki centralne muszą się przygotować na ewentualne nadejście „sfragmentaryzowanego świata”. Według niej „okres stabilności może teraz ustąpić miejsca trwałej niestabilności, skutkującej niższym wzrostem gospodarczym, wyższymi kosztami i bardziej niepewnymi partnerstwami handlowymi”.

Dług amerykański i „niezwykły przywilej”

Spójrzmy na szereg danych wymienianych jako argumenty przeciwko dolarowi. Jak już wiemy, dług publiczny Stanów nieustannie pnie się w górę, a udział dolara w globalnych rezerwach banków centralnych spadł z 70 proc. w 1999 r. do 59 proc. w 2019 na korzyść innych walut.

Co więcej, według danych Banku Światowego, wkład USA w globalną produkcję gospodarczą spadł o ponad połowę – z 40 proc. w 1960 r. do tylko 15,5 proc. w 2023. Idąc tym tropem, dług USA stwarzałby ryzyko, że będzie niespłacalny, państwa postrzegają dolara jako niestabilną walutę, gospodarka USA ma coraz to mniejszy wpływ na globalny wzrost ekonomiczny, a więc traci na znaczeniu. Czy jest tak rzeczywiście?

Czytaj więcej

Amerykański dług osiągnął ogromny poziom o wiele szybciej, niż mówiły prognozy

W kwestii długu publicznego, nie zapominajmy, że dolar jest traktowany jako globalna rezerwa – „Niezwykły przywilej”, rzekł kiedyś ówczesny prezydent Francji Valéry Giscard d’Estaing. Co to oznacza? Państwa trzymają rezerwy w innych walutach, by np. spłacić dług, wesprzeć wartość swojej waluty albo opłacić import dóbr.

Faktem jest, że handel międzynarodowy jest głównie przeprowadzany w dolarach, więc za wiele dóbr zagranicznych nie da się zapłacić we własnej walucie. Dlatego banki centralne chcą trzymać swoje rezerwy w dolarze – stoi za nim duży, otwarty i płynny rynek finansowy. Dolara można szybko kupić bądź sprzedać.

Warto też zauważyć, że rezerwy dolarowe są najczęściej trzymane w formie amerykańskich obligacji skarbowych (US Treasuries), które są najbardziej płynnym rynkiem obligacji na świecie. Ponieważ popyt na nie jest zawsze ogromny, USA dostają od inwestorów kapitał o bardzo niskim oprocentowaniu, potrzebny do sfinansowania np. deficytu budżetowego, projektów obronnych etc. W skrócie, w przypadku nadmiernego długu, Stany nie mierzą się z tymi samymi konsekwencjami, co inni, gdyż ich publiczne aktywa są objęte ogromnym zaufaniem.

Globalne zapotrzebowanie na dolara nie zanika

Przeprowadzane cyklicznie przez BIS badanie banków centralnych dowodzi, że amerykańska waluta ma się dobrze i jest na nią wielkie zapotrzebowanie. Według raportu o pozagiełdowym obrocie walutowym z kwietnia 2022 roku, dolar był używany w prawie 90 proc. globalnych transakcji walutowych. Co więcej, obecność „zielonego” na rynkach zagranicznych jest znacząca, co widać po wielkim zapotrzebowaniu na dolary w tzw. centrach finansowych offshore. Są to instytucje finansowe nie urzędujące w Stanach, ale w których można trzymać depozyty bądź zaciągać pożyczki w dolarach. Według obliczeń Centrum Badań Polityki Gospodarczej (CEPR) wartość zagranicznych depozytów dolarowych „była szacowana na 14 bln w 2016 r., czyli ok. 130 proc. depozytów krajowych” oraz ponad połowa międzynarodowych papierów dłużnych i transgranicznych kredytów jest również emitowana w dolarach.

Kolejnym aspektem przeczącym de-dolaryzacji jest fakturowanie międzynarodowego handlu. W publikacji o globalnej roli dolara w handlu w erze post-covidowej, FED, amerykański bank centralny, postawił jasną tezę: „Dolar amerykański dominuje w transakcjach międzynarodowych i na rynkach finansowych”. Między rokiem 1999 a 2019, 96 proc. transakcji w obu Amerykach, 74 proc. w regionie Azji i Pacyfiku oraz 79 proc. w pozostałych częściach świata były fakturowanych w dolarach. Co więcej, 60 proc. międzynarodowych kredytów i depozytów jest denominowane w walucie USA.

Czy chiński renminbi może zdetronizować dolara?

Do niedawna w mediach krążyły przepowiednie, że chińska gospodarka pewnego dnia prześcignie amerykańską. Przypuszczając, iż by to mogło się stać, warto zaznaczyć, że wielkość ekonomiczna niekoniecznie przekłada się na dominację rynków finansowych. Chiny mogą być ekonomicznym gigantem, ale daleko im do statusu finansowego behemota. Oczywiście, rząd chiński dokłada wszelkich starań by rzucić wyzwanie dolarowi – powstał np. alternatywny system płatności zwany CIPS (Cross-Border Interbank Payment System). Chiny też jako pierwsze wypuściły cyfrową walutę „digital yuan” i ustanowiły tzw. linie swapowe między bankami centralnymi, aby zwiększyć dostępność i międzynarodowy przepływ RMB. Te projekty jednak są nadal w powijakach, a ich zasięg jest o wiele mniejszy niż system SWIFT czy swap lines FED.

„Patrząc na samo finansowanie handlu w 2022 r., udział RMB w akredytywach i inkasach wyniósł tylko 1,92 proc. , co nie jest proporcjonalne do udziału Chin w światowej gospodarce (dolar amerykański jest pierwszy, z udziałem 87,38 proc. )”, pisze Emily Jin z Lawfare Institute.

Co musiałoby się stać, żeby RMB mógł zagrozić dolarowi? Przede wszystkim rząd chiński musiałby wdrożyć „liberalizację rachunku kapitałowego”, rezygnując z kontroli nad przepływami kapitału. Oznaczałoby to wejście chińskiej waluty w system płynnych kursów walutowych. W uproszczeniu, to siły rynkowe determinowałyby wartość RMB, a nie rząd chiński. Czy to możliwe?

„Pomimo licznych prób Chin w promowaniu RMB, w tym częściowej liberalizacji rachunków kapitałowych, w pełni płynny kurs wydaje się na razie mało prawdopodobny. Mogłoby to skutkować wzmocnieniem RMB w stosunku do USD oraz niekontrolowanym odpływem kapitału, co znacząco uderzyłoby w chińską gospodarkę”, tłumaczy Dr Piotr Kotlarz, ekspert od rynków walutowych.

Czytaj więcej

Juan rekordowo popularny. Jednak wciąż za podium

Ponadto, Chiny, na wzór USA, musiałyby otworzyć swój rynek obligacji na zagranicznych inwestorów i stać się „bankierem świata”, co graniczy z niemożliwym. – „Wymagałoby to zmiany strukturalnej w gospodarce Chin i de facto osłabienia bądź demontażu systemu komunistycznego” - argumentuje Michael Howell, CEO CrossBorder Capital.

Dominacja dolara nie będzie trwać wiecznie, hipoteza o nadejściu świata wielobiegunowego przybiera na sile wraz z wzrastającą niestabilnością geopolityczną. Dolar nie jest odporny na wydarzenia polityczne, co potwierdzają autorzy publikacji o „Geopolityce wyboru międzynarodowej waluty”. Stawiają oni ciekawą tezę, że wybór wiodącej waluty jest zależny od dwóch czynników: pieniężnego oraz dyplomatyczno-geopolitycznego. Z artykułu wynika, że różnica w trzymaniu rezerw dolarach stanowi aż 30 pkt proc. pomiędzy krajami posiadającymi broń atomową (Chiny, Francja, Indie etc.), a tymi, które są zależne w kwestiach obronnych od USA (Niemcy, Japonia, Arabia Saudyjska etc.). Warto więc obserwować, czy i jak obecne konflikty mogą w perspektywie długoterminowej „zmienić preferencje walutowe” poszczególnych krajów.

Teraz można jednak stwierdzić z pełnym przekonaniem, że dolar nigdzie się nie wybiera i chociaż wielu przepowiada jego upadek, są to raczej spekulacje niż realne scenariusze.

O autorze

Stanisław Borawski

Autor był analitykiem mediów dla Europejskiego Banku Centralnego. Ukończył historię w King's College London i stosunki międzynarodowe w Lejdzie

Od powstania systemu Bretton Woods w 1944 roku, żyjemy w świecie, w którym dolar amerykański – cytując czołówkę z CNN – „jest królem”. Za czasów cinkciarzy znany jako „zielony”, dolar jest bezsprzecznie najbardziej pożądaną walutą świata. Według danych Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) z 2022 roku był on używany w prawie 90 proc. globalnych transakcji walutowych. Mimo to wielu inwestorów, ekonomistów czy polityków twierdzi, że era dolara powoli zmierza ku końcowi.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację