Grzegorz W. Kołodko: „Rocznicowanie” Okrągłego Stołu, Polski w Unii i w NATO

Warto przy okazji dwóch rocznic – sukcesu Okrągłego Stołu i przystąpienia Polski do Unii Europejskiej – odbyć poważną debatę na temat dalekosiężnych celów rozwoju. Debatę polityczną i medialną, akademicką i intelektualną, powszechną i środowiskową.

Publikacja: 12.04.2024 04:30

Grzegorz Kołodko

Grzegorz Kołodko

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

To naturalne, że lubimy obchodzić doniosłe rocznice, zwłaszcza tych radosnych i pozytywnych wydarzeń. Choć smutnych, a niekiedy wręcz tragicznych, przeszłość – niestety – również nam nie oszczędzała. Obchodzimy przeto własne urodziny, szczególnie te okrągłe, co niedawno sam czyniłem, celebrujemy rocznice ważkich zdarzeń publicznych.

Akurat niedawno minęło równo 35 lat od czasu, gdy wstaliśmy od Okrągłego Stołu. Ten narodowy mebel, czyli w istocie trudny polityczny proces wypracowywania zbiorowego porozumienia umożliwiającego pokojowe przejście do demokracji i gospodarki rynkowej, zwieńczony został 5 kwietnia 1989 roku podpisaniem historycznego aktu.

Czytaj więcej

Kowal: Czarna legenda Okrągłego Stołu

Niedostatki wyobraźni

Uczestniczyłem w tym wiekopomnym wydarzeniu odbywającym się w pałacu nazywanym Namiestnikowskim. Różne rzeczy sobie wyobrażaliśmy. Ja na pewno nie to, że zaledwie pięć lat później – wtedy już w Pałacu Prezydenckim – jako wicepremier i minister finansów przedstawiał będę prezydentowi Lechowi Wałęsie, którego osobiście poznałem właśnie przy Okrągłym Stole, gdy sprawował zgoła inną funkcję publiczną, kompleksowy program rozwoju społeczno-gospodarczego znany jako „Strategia dla Polski”.

I na pewno wszyscy wyobrażaliśmy sobie wówczas lepszą Polskę, bez wielkich konfliktów politycznych i z kwitnącą gospodarką. Natomiast nikt nie wyobrażał sobie, że 35 lat później będzie tam zasiadał prezydent Rzeczypospolitej i wysyłał przy okazji dużo głośniej obchodzonej innej rocznicy 75-lecia powstania NATO list do przywódców tego paktu, wzywając ich do podniesienie udziału wydatków wojskowych w dochodzie narodowym do co najmniej 3 proc. Oczywiście, nie mówiąc, spadek udziału wydatków publicznych, na jakie cele społeczne widziałby najchętniej.

Czytaj więcej

Andrzej Duda ma propozycję ws. NATO. Prezydent chce zwiększenia wydatków

35 lat temu zimna wojna się kończyła, a według niektórych wręcz kończyła się historia, teraz zaś znowu – podobnie jak jeszcze wcześniej, kilkadziesiąt lat temu – podgrzewana jest zimnowojenna histeria. Zamiast budować drogi i mosty, budować mamy schrony i mury. Zamiast kształcić wysokiej klasy fachowców, będziemy młode pokolenie zaciągać do obowiązkowej służby wojskowej i ganiać po poligonach, marnując czas, talenty i pieniądze…

Chyba nikt nie myślał o tym, że półtora pokolenia później – w 2024 roku – głównym zajęciem polskiego rządu będzie nie troska o zrównoważony rozwój, lecz zabiegi o rozliczanie występków poprzedniej ekipy oraz odbudowa instytucjonalnych gwarancji praworządności. Przecież po rozmaitych doświadczeniach państwowego socjalizmu z okresu Polski Ludowej miało już zawsze rządzić i panować prawo i sprawiedliwość, natomiast przez wiele lat dominowało Prawo i Sprawiedliwość. Nie sądzę ponadto, aby ktoś spodziewał się tak niskiego poziomu kultury politycznej, z jakim obecnie mamy do czynienia. Takiej nawałnicy wzajemnych pomówień i oskarżeń wrogo rywalizujących z sobą partii i polityków nie sposób było sobie wyobrazić.

Wyobrażaliśmy sobie natomiast, że pogłębiając współpracę gospodarczą, kulturalną i polityczną, szybko będziemy się łączyć z państwami zachodniej Europy, wtedy jeszcze integrującymi się w ramach Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, EWG, poprzedniczki Unii Europejskiej. Niektórzy mieli skłonność do skracania perspektywy historycznej, która nas od tego dzieliła. Pamiętam, jak zostałem zaatakowany przez jedną z gazet, gdy na Forum Ekonomicznym w Davos w styczniu 1997 roku w wywiadzie dla „Financial Times” powiedziałem, że Polska, która przy moim udziale już w 1996 roku została członkiem Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, OECD, będzie w UE w 2002 roku. Niby hamowałem taką opinią tempo przystępowania do Unii, bo miałoby to jakoby stać się już w roku 2000. Tymczasem okazało się, że było to możliwe dopiero dwa lata później, w 2004 roku.

I tak oto obchodzimy hucznie kolejną okrągłą rocznicę – dwudziestolecie dołączenia do Unii Europejskiej. Nadal uważam, że dokonaliśmy tego na korzystnych warunkach – najlepszych, jakie w tamtych warunkach można było wynegocjować. Niełatwo przyszło nam to osiągnąć, rozwiązując liczne wewnętrzne i zewnętrzne sprzeczności interesów towarzyszące reformom liberalizującym gospodarkę i otwierającą ją coraz szerzej na stosunki zewnętrzne.

Czytaj więcej

Bilans Polski w UE na wielkim plusie. Długa lista korzyści

Uczestniczyłem w obu historycznych szczytach Unii Europejskiej przesądzających o jej poszerzeniu na Wschód – w roboczym i jakże dramatycznym w Kopenhadze w grudniu 2002 roku oraz uroczystym i jakże spokojnym w Atenach w kwietniu 2003 roku. Wkrótce później, 20 lat temu, gdy 1 maja 2004 roku Polska stała się członkiem Unii Europejskiej, już jako były wicepremier i minister finansów byłem daleko stąd, na antypodach w Nowej Zelandii, gdzie przebiegłem kolejny maraton. Tam ulewny deszcz, tu słoneczna pogada. Teraz różnie bywa; dosłownie i w przenośni. Atmosfera polityczna bynajmniej słoneczna nie jest.

Gdzie jest Polska?

Niestety, nie wszystkie lata tych już trzech z połową dekad zostały optymalnie wykorzystane dla polskiej sprawy. Jest w miarę dobrze, ale przecież mogło być jeszcze lepiej. Najczęściej ekonomiści zwracają uwagę na osiągniętą wartość dochodu narodowego mierzonego produktem krajowym brutto, PKB. Przy takich retrospektywnych porównaniach wypadamy nieźle, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie błędy polityki gospodarczej, zwłaszcza te z początku i końca lat 1990. Przyjmując, że PKB w tym roku zwiększy się realnie (po wyeliminowaniu skutków inflacji) o 2,8 proc., jego poziom w porównaniu z rokiem 1989 wynosi 305 proc., co daje dla całego pookrągłostołowego 35-lecia średnioroczne tempo wzrostu 3,3 proc.

Gdy wyłączyć z tego lata 1990–1991, z charakterystycznym dla nich głębokim załamaniem poziomu produkcji, co tak chętnie w swoich analizach czynią zwolennicy nadwiślańskiego neoliberalizmu, wskaźniki te kształtują się wyraźnie lepiej – odpowiednio 356 i 4,0 proc. Pamiętajmy wszak, że to są dane przeciętne, a średnie arytmetyczne zawsze zamazują obraz rzeczywiście dokonujących się zmian. Lata, o których tu mowa, to przemienność okresów o istotnie zróżnicowanych dynamikach gospodarczych i związanymi z nimi poziomach bezrobocia, na co wpływ miały fazowość cykli koniunkturalnych i niezależne od nas szoki zewnętrzne, ale w największym stopniu polityka uprawiana w kraju. Można wyróżnić dziewięć takich okresów.

Źródło: Dane Głównego Urzędu Statystycznego. Dla roku 2024 – IMF World Economic Outlook, October 202

Tempo wzrostu gospodarczego i stopa bezrobocia w latach 1990–2024

Źródło: Dane Głównego Urzędu Statystycznego. Dla roku 2024 – IMF World Economic Outlook, October 2023.

Foto: Źródło: Dane Głównego Urzędu Statystycznego. Dla roku 2024 – IMF World Economic Outlook, October 2023.

Taka ocena ilościowa to jednak poruszanie się zaledwie po powierzchni zjawisk. Trzeba patrzeć szerzej i głębiej. Nawet jeśli jest lepiej, niż było, warto spojrzeć, jak jest gdzie indziej; porównać się z innymi nie tylko z ciekawości, lecz i po to, aby zastanowić się, dlaczego ktoś wypada nieco lepiej albo gorzej niż my. Takie konfrontacje bywają kształcące, bo pomimo zróżnicowanych uwarunkowań rozwoju gospodarczego mogą nam podpowiedzieć, co można robić lepiej.

Pod względem najważniejszego wskaźnika ilościowego – PKB na mieszkańca liczonego według parytetu siły nabywczej, który w 2023 roku wynosił w Polsce 45 538 dolarów – jesteśmy na 39. miejscu na świecie, między Litwą i Czechami a Estonią i Portugalią. Gdy dodatkowo weźmiemy pod uwagę stan edukacji i zdrowia, to Indeks Kapitału Ludzkiego, HDI (ang. Human Development Index), daje nam już miejsce 36., zaraz po Grecji i Andorze, a tuż przed Łotwą i Litwą. Wskaźnik ten jednak nic nie mówi, jak dochody są dzielone i jak kształtują się nierówności w dostępie do usług publicznych. Uwzględniając te okoliczności, IHDI (ang. Inequality Adjusted HDI) plasuje nas na pozycji 39., między Azerbejdżanem i Seszelami a Łotwą i Kazachstanem. Gdy zaś zwrócimy uwagę na stan środowiska naturalnego, PHDI (ang. Planetary Pressures Adjusted HDI), to dzielimy wraz z Izraelem 30. miejsce, zaraz po Łotwie i Argentynie oraz tuż przed Słowacją i Koreą Południową.

Rozglądajmy się jeszcze dalej, by dostrzec, gdzie uroda, jak w odniesieniu do demokracji, a gdzie brzydota, jak w przypadku korupcji. Jakość gospodarowania i jego efektywność wiążą się bowiem z tymi sferami, raz to z nich wynikając, kiedy indziej nań wpływając. The Economist Intelligence Unit pod względem stanu demokracji awansował ostatnio Polskę o pięć miejsc, ale nadal kwalifikując panujący tu ustrój jako demokrację wadliwą (ang. flawed democracy), lokując nas wespół z Indiami na pozycji 41., między Litwą i Malezją a Trynidadem i Tobago oraz Słowacją. Co zaś tyczy się korupcji, to wypadamy jeszcze marniej, bo razem z sąsiednią Słowacją jesteśmy na miejscu 47., po Kostaryce i Saint Lucia, a przed Cyprem i Gruzją.

Czy dzięki temu wszystkiemu i jeszcze wskutek wielu innych złożonych przyczyn jesteśmy szczęśliwi? To także próbuje się w naukach społecznych ewaluować i jeśli dawać wiarę szacunkom grupy badaczy z Gallupa, Oxford University i ONZ, to znajdujemy się na 34. miejscu na świecie, pomiędzy tak szczęśliwymi ludźmi jak Salwadorczycy i Estończycy z jednej strony oraz Hiszpanie i Serbowie z drugiej. Zapewne po pokonaniu Estonii aż 5:1 w meczu piłki nożnej i późniejszym zakwalifikowaniu się do mistrzowskiego turnieju Euro 2024 poczuliśmy się nawet szczęśliwsi niż Estończycy…

Zapewne po pokonaniu Estonii aż 5:1 w meczu piłki nożnej i późniejszym zakwalifikowaniu się do mistrzowskiego turnieju Euro 2024 poczuliśmy się nawet szczęśliwsi niż Estończycy…

Jak mierzyć przyszłość

Oczywiście, najtrudniejsze jest porównywanie rzeczywistego stanu rzeczy z hipotetyczną sytuacją, która mogła zaistnieć przy innym biegu procesów, o których decyduje szeroko rozumiana polityka, zwłaszcza gospodarcza. Ani chybi, mogło być dużo gorzej niż jest, i to pod każdym względem, przy zastosowaniu któregokolwiek z wymienionych wskaźników. Ale mogło być odczuwalnie lepiej tak ilościowo, jak i jakościowo, gdyby nie mylić środków polityki z ich celami i gdyby stosować właściwe instrumenty polityki gospodarczej we właściwym czasie. Niejeden błąd w tej materii został popełniony w przeszłości, sporo jest ich współcześnie, jeszcze inne zdarzą się później. Dlatego też tak bardzo potrzebna jest rozumna polityka, która musi zdecydowanie bardziej, niż to się czyni, antycypować przyszłe wyzwania.

Powtórzę w tym miejscu, że od tego, jak się mierzy, zależy, dokąd się zmierza. Przy obecnym skłóceniu elit politycznych, zwłaszcza tych posolidarnościowych, i ich złych emocjach nikłe są szanse na konstruktywny pragmatyczny kompromis i wielkie narodowe porozumienie. Okazało się to możliwe 35 lat temu, paradoksalnie nierealne jest teraz.

Warto wszakże, aby przy okazji tych dwu wiekopomnych rocznic – sukcesu Okrągłego Stołu i przystąpienia Polski do Unii Europejskiej – odbyć poważną debatę na temat dalekosiężnych celów rozwoju. Debatę polityczną i medialną, akademicką i intelektualną, powszechną i środowiskową. Już nie wystarczą nawet najbardziej profesjonalne dyskusje o tym, jak zwiększyć tempo wzrostu PKB. Nie mogą zadowalać ogólne stwierdzenia, że chodzi o coś więcej, o dynamiczny, potrójnie – ekonomicznie, społecznie i ekologicznie – zrównoważony rozwój. Trzeba sprawę ujmować nie tylko krótkookresowo, lecz i perspektywicznie, nie tylko konkretnie, lecz także kompleksowo.

Warto, aby przy okazji dwóch wiekopomnych rocznic – sukcesu Okrągłego Stołu i przystąpienia Polski do Unii Europejskiej – odbyć poważną debatę na temat dalekosiężnych celów rozwoju. Debatę polityczną i medialną, akademicką i intelektualną, powszechną i środowiskową

Tak opiniotwórcza gazeta jak „Rzeczpospolita” może na tym polu odegrać szczególną rolę, inspirując i ukierunkowując publiczną debatę. Natłok licznych doraźnych spraw i zalew rozmaitych bieżących informacji (i dezinformacji) nie może przysypywać imperatywu odpowiedzialnej dyskusji o tym, co najważniejsze. O naszej przyszłości. Kiedyś ona też stanie się historią, więc dobrze by się stało, aby i w niej odnotowane zostały znaczące wydarzenia, godne radosnego celebrowania rocznic.

O autorze

Profesor Grzegorz W. Kołodko

Wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, był wicepremier i minister finansów w latach 1994–1997 i 2002–2003

To naturalne, że lubimy obchodzić doniosłe rocznice, zwłaszcza tych radosnych i pozytywnych wydarzeń. Choć smutnych, a niekiedy wręcz tragicznych, przeszłość – niestety – również nam nie oszczędzała. Obchodzimy przeto własne urodziny, szczególnie te okrągłe, co niedawno sam czyniłem, celebrujemy rocznice ważkich zdarzeń publicznych.

Akurat niedawno minęło równo 35 lat od czasu, gdy wstaliśmy od Okrągłego Stołu. Ten narodowy mebel, czyli w istocie trudny polityczny proces wypracowywania zbiorowego porozumienia umożliwiającego pokojowe przejście do demokracji i gospodarki rynkowej, zwieńczony został 5 kwietnia 1989 roku podpisaniem historycznego aktu.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację