Andrzej Sławiński: Czy Bidenomics wystarczy, by wygrać wybory

Ważnym elementem Bidenomics jest także powrót do polityki antymonopolowej. Jej porzucenie było jednym z największych grzechów neoliberalnej rewolucji.

Publikacja: 04.04.2024 04:30

Ważnym elementem Bidenomics jest także powrót do polityki antymonopolowej

Ważnym elementem Bidenomics jest także powrót do polityki antymonopolowej

Foto: AFP

Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w 2016 r. była konsekwencją dekad prowadzenia w USA zbyt neoliberalnej doktrynalnie polityki gospodarczej, którą zapoczątkował Ronald Reagan, a kontynuowali ją później kolejni prezydenci, w tym demokrata Bill Clinton. Próby jej skorygowania przez Baracka Obamę przyniosły ograniczone rezultaty.

Bagaż kilku dekad

Czynnikiem, który znacząco wpłynął na dzisiejszą sytuację polityczną w USA, był trwający od lat 80. spadek zatrudnienia w przemyśle, gdzie dobrze płatną i satysfakcjonującą pracę znajdowało w przeszłości wiele osób mających średnie wykształcenie. Sam spadek zatrudnienia w przemyśle był nieunikniony ze względu na automatyzację produkcji. Niemniej doktrynalnie prowadzona neoliberalna polityka gospodarcza ten proces przyspieszała. Spektakularnym efektem stał się pas opuszczonych fabryk (Rust Belt) na północnym wschodzie USA.

Jak Reagan przyczynił się do powstania Rust Belt? Przypomniał to niedawno na wykładzie dla Towarzystwa Ekonomistów Polskich Alan Blinder, wieloletni wiceprezes Rezerwy Federalnej. W skrócie: przyczyną były dokonane przez Reagana radykalne obniżki podatków dochodowych, czego skutkiem był duży i latami utrzymujący się deficyt budżetowy. W efekcie nastąpił skokowy wzrost emisji amerykańskich obligacji skarbowych, które kupowali także zagraniczni inwestorzy. Jednak chcąc je kupić, musieli kupować dolary. W rezultacie kurs dolara wzrósł tak bardzo i na tak długo, że nastąpiło trwałe pogorszenie się konkurencyjności przemysłu w USA.

Czynnikiem, który ostatnio silnie przyspieszył spadek liczby miejsc pracy w amerykańskim przemyśle, było przenoszenie produkcji za granicę, głównie do Chin. Dość powiedzieć, że w ciągu dekady po wejściu w 2000 r. Chin do WTO (Światowej Organizacji Handlu) zatrudnienie w amerykańskim przemyśle spadło aż o jedną trzecią – z prawie 18 mln do mniej niż 12 mln.

Każdy ekonomista ma w głowie długoterminowe ricardiańskie korzyści z wymiany międzynarodowej, ale tak szybka deindustrializacja, przyspieszona masowym przenoszeniem produkcji za granicę, musiała spowodować poważne koszty społeczne. I rzeczywiście je spowodowała, co opisali w wydanej w 2020 r. książce „Śmierć z rozpaczy i przyszłość kapitalizmu” Anna Case i Angus Deaton, laureat Nagrody Nobla z ekonomii.

Tytuł książki nie jest poetycką przenośnią. Oboje autorzy prezentują w niej wyniki badań pokazujących, że wśród niebieskich kołnierzyków, a więc mężczyzn mających tylko średnie wykształcenie, spadła oczekiwana długość życia w wyniku samobójstw, nadużywania psychotropów i alkoholu. Było to często efektem utraty pracy w przemyśle, która dawała satysfakcję i godne życie dla rodzin.

Zagrożona demokracja

Niestety demokraci zbyt długo nie doceniali konsekwencji tego, że tracili swój tradycyjny i ważny elektorat. O tym, jak był on – i nadal jest – ważny, świadczy to, że osoby bez studiów stanowią ponad 60 proc. zatrudnionych w USA. Demokraci jednak, zamiast starać się zrobić coś konkretnego dla niebieskich kołnierzyków, uznali, że główną receptą na konsekwencje deindustrializacji jest głoszenie konieczności zwiększania dostępu ludzi do studiów. To skądinąd prawda, ale trudno się dziwić, że nie była to rada, która satysfakcjonowałaby ludzi w średnim wieku pracujących wcześniej w przemyśle. Oni chcieli znów w nim pracować, zwłaszcza gdy widzieli, że ich miejsca pracy nie zniknęły, ale zostały przeniesione za granicę.

I tu pojawiła się sytuacja, która zawsze jest groźna dla demokracji. Gdy ludzie są rozgoryczeni brakiem wpływu na polityków, na których wcześniej głosowali, zaczynają słuchać radykałów, którzy obiecują, że im pomogą. Postacie tego rodzaju szybko zdobywają popularność. I dzieje się tak, pomimo że otwarcie mówią, iż chcąc pomóc poszkodowanym grupom społecznym, będą musieli uwolnić się od ograniczeń demokracji.

Jak Trump obiecał pomóc niebieskim kołnierzykom? Postulował protekcjonizm handlowy. I był to skuteczny sposób na zdobycie popularności. Amerykanie, widząc gospodarczą i społeczną zapaść regionów, z których zniknął przeniesiony za granicę przemysł, stawali się zwolennikami protekcjonizmu. Wielu dochodziło do wniosku, że wolą płacić więcej za dobra z importu, niż bać się, że także ich miejsca pracy zostaną przeniesione do Chin.

W rzeczywiści jednak Trump, poza promowaniem protekcjonizmu, nie robił nic, by pomóc niebieskim kołnierzykom. Było wręcz przeciwnie. Podobnie jak Reagan, obniżył podatki dla firm i ludzi zamożnych. Podobnie jak Reagan, starał się, jak tylko mógł, ograniczać możliwości działania związków zawodowych. Wprawdzie popularność Trumpa utrzymuje się nadal, ale trudno wykluczyć, że zmiany w polityce gospodarczej, jakie rozpoczął Biden, zaczną przeważać szalę popularności na stronę demokratów.

Cicha rewolucja

Zadanie Bidena było trudne. Nie mając odpowiednio dużego poparcia w Kongresie, chciał dokonać trwałego zwrotu w polityce gospodarczej, by społeczne rozgoryczenie płynące z dekad narastania nierówności dochodów i szans przestało być pożywką dla populizmu, który osłabia amerykańską demokrację. Joe Biden nie daje do zrozumienia niebieskim kołnierzykom, że sami są sobie winni, skoro nie mają wyższego wykształcenia. Zamiast tego stara się coś dlań zrobić. Kontynuuje wprawdzie rozpoczętą przez Trumpa politykę protekcjonizmu, ale na tym podobieństwa się kończą. Trump próbował uwodzić związki zawodowe, ale wystarczy wejść na ich strony internetowe, by przekonać się, na jak wiele różnych sposobów utrudniał ich działalność. Biden robi coś odwrotnego: stara się zwiększyć możliwości działania związkowców.

O tym, z jaką siłą współczesne media wpływają na ludzkie emocje, świadczy duża popularność Trumpa wśród niebieskich kołnierzyków, mimo że zmiany, jakich dokonał w polityce podatkowej, faworyzowały wielkie firmy i ludzi zamożnych. W 2017 r. obniżył płacony przez przedsiębiorstwa podatek dochodowy z 35 proc. do 21 proc. Biden zdecydował się go podnieść od przyszłego roku do 28 proc.

Ważnym elementem Bidenomics jest także powrót do polityki antymonopolowej. Jej porzucenie było jednym z największych grzechów neoliberalnej rewolucji. Słabnąca siła konkurencji i rosnąca oligopolizacja wielu branż pozwoliły zwiększyć zyski wielkich firm, a USA przestały być miejscem, gdzie wszystko, co nowoczesne, było kiedyś znacznie tańsze niż w innych krajach.

Ktoś powie, że nawet jeśli wszystko, co tu powiedzieliśmy, jest rzeczywiście prawdą, to i tak na wyborców działa głównie to, ile gotówki mają w kieszeni. Z tym jednak nie jest źle, skoro od już szeregu miesięcy realne płace w USA rosną, i nic nie zapowiada, by coś miało się tu zmienić.

Dodajmy na koniec, że w czasie prezydentury Joe Bidena USA powróciły do prowadzenia polityki klimatycznej. Warto to podkreślić, ponieważ jest to probierz jego uczciwości wobec przyszłych pokoleń. W dużej mierze jest bowiem tak, że polityka klimatyczna nie zwiększa popularności rządów, co jest główną przyczyną cynicznych i nieprawdziwych twierdzeń populistów, jakoby świat nauki był podzielony w sprawie skali zagrożeń klimatycznych.

Autor jest profesorem w Katedrze Ekonomii Ilościowej SGH, członkiem RPP w latach 2004–2010

Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w 2016 r. była konsekwencją dekad prowadzenia w USA zbyt neoliberalnej doktrynalnie polityki gospodarczej, którą zapoczątkował Ronald Reagan, a kontynuowali ją później kolejni prezydenci, w tym demokrata Bill Clinton. Próby jej skorygowania przez Baracka Obamę przyniosły ograniczone rezultaty.

Bagaż kilku dekad

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację