Spadek rocznego wskaźnika inflacji do 6,1 proc. w grudniu 2023 r., z 6,6 proc. w listopadzie, zaskoczył ekonomistów, którzy obstawiali średnio ok. 6,5 proc. Ale może nie powinien, skoro odbicie konsumpcji u progu zimy nie było tak silne jak się spodziewali.
Czytaj więcej
Wskaźnik cen konsumpcyjnych, główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w grudniu o 6,1 proc. rok do roku, najmniej od września 2021 r., po 6,6 proc. w poprzednich dwóch miesiącach. Ekonomiści w większości spodziewali się minimalnego spadku inflacji.
Mimo spadku rocznego wskaźnika inflacji, ceny jednak przeciętnie nadal rosły, choć umiarkowanie - w grudniu były o 0,1 proc. wyższe niż w listopadzie. Jeśli przyjrzeć się strukturze zmian miesięcznych, to malały ceny nośników energii - o 0,3 proc. m/m. Ale mocniej – paliw (1,8 proc. m/m), które były aż o 6 proc. niższe niż przed rokiem.
Dolina inflacyjna, potem pod górkę
Co dalej? Prezes Adam Glapiński mówił kiedyś o płaskowyżu inflacyjnym, więc nawiązując do tego słownictwa, można powiedzieć że weszliśmy w szeroką dolinę. Ale każda dolina kiedyś się kończy. Być może jeszcze do lutego nastąpi dalszy spadek rocznego wskaźnika inflacji, skoro rok wcześniej wystrzeliła ona aż do 18,4 proc. r/r i da o sobie znać silny efekt bazy (inaczej mówiąc wysokiego punktu odniesienia). Ten sam efekt będzie jednak podbijał w górę roczny wskaźnik inflacji w kolejnych miesiąca, skoro rok wcześniej – jak pamiętamy – ceny przyhamowały, co latem 2023 r. dało asumpt do spadku rocznej inflacji „na łeb na szyję” (to znów słownik prezesa NBP).