Jeśli wierzyć wyborczej propagandzie, to jako człowiek po pięćdziesiątce powinienem już pakować walizki z myślą o emeryturze. Rządząca partia wykorzystuje lęki dojrzałych ludzi przed utratą pracy na finiszu kariery zawodowej, a przed tymi, którzy już ją zakończyli, roztacza miraże kolejnych „nastych” emerytur (pamiętają Państwo, że prezydent Duda się rozpędził i obiecał, że będą kiedyś 24 emerytury rocznie?).
W wyborach przed ośmiu laty PiS zgarnął wiele głosów obiecując skasowanie reformy stopniowo podnoszącej wiek emerytalny z 60/65 lat do 67. I słowa dotrzymał. W tym roku usiłuje to jeszcze raz zdyskontować w pytaniu referendalnym.
Emerytury według ekspertów
W roku wyborczym jest wiele manipulacji wokół emerytur, więc ucieszyłem się, gdy Towarzystwo Ekonomistów Polskich postanowiło poświęcić tej tematyce jedną z debat z cyklu „2023.Gospodarka ma głos”. W debacie emerytalnej wzięli udział: była wiceminister pracy, a dziś prorektor SGH prof. Agnieszka Chłoń-Domińczak, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych Małgorzata Rusewicz i dr Antoni Kolek, prezes think-tanku Instytut Emerytalny.
Oderwać wiek przejścia na emeryturę od polityki
Jako że to eksperci, a nie politycy, którzy muszą zabiegać o głosy okłamując elektorat, było do bólu szczerze. Nikt nie miał wątpliwości, czy należy wyrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, bo bez tego będą one skazane na minimalną emeryturę. Ani czy wobec tego, że na emeryturę idą tłumy wyżu demograficznego zostawiając na rynku pracy daleko mniej liczne roczniki niżu, to konieczne jest, jak podkreśla prof. Chłoń-Domińczask, podniesienie wieku emerytalnego. Dziś wydaje się to mission impossible, ale dr Kolek uważa, że można te sprawę oderwać od polityki i tak jak w Holandii czy Danii postawić na automatyczne zmiany wieku emerytalnego w miarę wydłużania czasu życia.
Niższe podatki i składki emerytalne to naiwność
Dzisiaj i to wydaje się trudne, ale w kolejnych latach system, w którym braki demograficzne uzupełniają ostatnio imigranci, prędzej czy później dojdzie do ściany. Bo w dalszej perspektywie zabraknie pieniędzy na wszelkiego rodzaju transfery socjalne, obecnie tak hojnie rozwijane. By je utrzymać, potrzeba by sum równych 100 proc. funduszu płac. Dlatego zgadzam się z Małgorzatą Rusewicz, że wiara w obniżkę podatków czy składek to wyjątkowa naiwność.