Tylko w ten sposób można zrozumieć zapowiadaną szarżę premiera Mateusza Morawieckiego przeciw zapisom paktu migracyjnego na szczycie Rady Europejskiej. To działanie ma służyć wyłącznie krajowej polityce. Jego celem jest spotęgowanie strachu przed uchodźcami i niechęci do rzekomego dyktatu brukselskich elit. A także uzasadnić potrzebę referendum, które zapowiedział (nad)premier Kaczyński. Kto wie, może dzięki temu uda się nawet zneutralizować antyukraińską retorykę Konfederacji?
Dziś nikt się nie spodziewa, że Morawiecki uczciwie wyjaśni polskiej opinii publicznej, o co chodzi w unijnych postanowieniach dotyczących relokacji. Ani tego, że głównym celem paktu jest wzmocnienie granic zewnętrznych wspólnoty. Ani nie przyzna, że mamy otwartą furtkę, aby zrezygnować z obowiązku relokacji. A więc referendum jest zupełnie bezprzedmiotowe.
Czytaj więcej
Postawimy weto wobec mechanizmu obowiązkowej relokacji migrantów - zapowiedział premier Mateusz Morawiecki. Problem w tym, że prawnie takiej możliwości nie ma.
Teraz gdy do gry włączyła się Konfederacja, może jednak dojść do eskalacji antyimigracyjnych nastrojów. Zwłaszcza że hasła Grzegorza Brauna o „zatrzymaniu ukrainizacji” albo też jego równie gromkie wezwania do powstrzymania „banderyzacji polskiej racji stanu” zyskały największy poklask na ostatniej konwencji tej partii.
Przez osiem lat PiS z jednej strony wielokrotnie straszył muzułmanami z Afryki, a z drugiej przychylnie patrzył na Ukraińców, którzy w niewidzialny sposób wtopili się w polski rynek pracy. Brak strategii migracyjnej tworzy dziś trudności w ocenie potencjału absorpcji, modelu integracji i bilansu korzyści. Dlatego poszczególne polityki przeważnie analizowane są fragmentarycznie. Osobno potrzeby edukacyjne, osobno zasiłki i system emerytalny.