W środę zadzwonił do mnie ktoś z nieznanego numeru i męski głos bota zapytał z troską: „Czy państwo zostali poszkodowani przez kredyty frankowe?”. Z reguły ignoruję wydzwaniające na oślep automaty i zadaję im rujnujące scenariusz rozmowy pytanie: „jaka jest pogoda w Londynie?”. Tym razem jednak bot nie dał się zbić z tropu i rzucił twardo: „proszę odpowiedzieć tak lub nie”. Tak oto jeszcze przed wydaniem przez TSUE korzystnego dla frankowiczów wyroku kancelarie prawne zaczęły masowe łowy na niezadowolonych klientów banków.
Bez opłaty za korzystanie z kapitału
Czwartkowy wyrok TSUE jest jasny: banki nie mogą pozywać frankowiczów za korzystanie z kapitału. A więc gdy sąd uzna zawartą lata temu umowę kredytu za nieważną, np. z powodu abuzywnych klauzul, wystarczy że frankowicz zwróci pożyczoną kwotę w złotych, według nominału. Kredyt, który ze względu na skok kursu franka był kamieniem u szyi frankowicza, okazuje wtedy nieoprocentowany, a więc darmowy. Bije to w istotę działalności bankowej wychodzącą z fundamentalnego założenia, że wartość pieniądza zmienia się na przestrzeni czasu, choćby z powodu inflacji.
Wszyscy ci, którzy kupując mieszkanie czy dom, wzięli kiedyś kredyt złotowy (bo bali się ryzyka walutowego) i latami płacili wielokrotnie większe odsetki niż za frankowy, mają prawo po wyroku TSUE czuć się oszukani. Zwłaszcza teraz, gdy wyższe stopy procentowe podniosły cenę ich kredytu. Mimo że jest ona ciągle poniżej stopy inflacji, a złotówkowicze mogą korzystać z wakacji kredytowych, nie jest wykluczone, że jacyś politycy zechcą w ogniu kampanii wyborczej wyjść z inicjatywami mającymi ulżyć tej grupie wyborców. A prawnicy wyposażeni w boty zaczną łowy na złotówkowiczów. Któż nie chciałby darmowego kredytu na mieszkanie?
Banki już bez tego są w opałach. Wyrok TSUE zachęci teraz nowych klientów obciążonych hipoteką do pozywania kredytodawców, dla których darmowy kredyt to znaczna strata. Za pożyczenie franków na rynku musieli wszak płacić.
Banki w opałach
Teraz banki prawdopodobnie będą musiały zawiązać jeszcze większe niż dotąd rezerwy na te straty. Niewykluczone, że niektóre mogą potrzebować podniesienia kapitałów własnych, do czego zwłaszcza zagraniczni inwestorzy mogą nie być skorzy. A mniejsze kapitały własne banków to mniejsze możliwości udzielania kredytów – dla firm i konsumentów. Słowem, mniejsze możliwości finansowania gospodarki. A przecież to sektor bankowy w naszym europejskim modelu jest dla niej głównym źródłem kapitału.