Podpisanie na początku maja między saudyjskim koncernem Saudi Aramco a PKN Orlen długoterminowego kontraktu na dostawy ropy, jak też zawarty w lipcu podobny kontrakt Lotosu z Iranem dotyczący ewentualnych dostaw ropy w kolejnych latach zostały potraktowane przez rynek i część opinii publicznej, jako „game changer", punkt zwrotny w dywersyfikacji zaopatrzenia Polski – a zwłaszcza obu kontrolowanych przez państwo koncernów w ropę.
Ważność tego wydarzenia nie bierze się jednak z pojawienia się nowych możliwości zaopatrzenia, lecz wykorzystania tych, które de facto od dawna istniały, lecz żaden z decydentów – ani państwowych, ani menedżerów firm paliwowych – nie zdecydował się na ich efektywne wykorzystanie.
Strategie bez działań
Dyskusja dotycząca dywersyfikacji dostaw ropy toczy się niemal od odzyskania suwerenności w 1989 r. i jest traktowana jako istotny postulat w zakresie bezpieczeństwa ekonomicznego i politycznej suwerenności po opuszczeniu bloku radzieckiego, zaś obawy, iż Rosja zakręci kurek, są stałym elementem dyskusji o bezpieczeństwie energetycznym.
Dywersyfikacja nie jest oczywiście tematem pozapolitycznym – w ogłoszonej w 2003 roku strategii Rosja wyraźnie zapowiedziała traktowanie surowców energetycznych jako środka wpływów politycznych, a także eliminowanie poszczególnych krajów tranzytowych w eksporcie ropy.
Polskie odpowiedzi formułowane w kolejnych strategiach łączyły dwie cechy – miały ogromny rozmach w planowaniu i były od początku skazane na niepowodzenie lub mało realne.