Saudyjska dywersyfikacja

Dywersyfikacja nie jest tematem pozapolitycznym. Rosja zapowiedziała traktowanie surowców energetycznych jako środka wpływów politycznych.

Publikacja: 25.07.2016 20:46

Saudyjska dywersyfikacja

Foto: materiały prasowe

Podpisanie na początku maja między saudyjskim koncernem Saudi Aramco a PKN Orlen długoterminowego kontraktu na dostawy ropy, jak też zawarty w lipcu podobny kontrakt Lotosu z Iranem dotyczący ewentualnych dostaw ropy w kolejnych latach zostały potraktowane przez rynek i część opinii publicznej, jako „game changer", punkt zwrotny w dywersyfikacji zaopatrzenia Polski – a zwłaszcza obu kontrolowanych przez państwo koncernów w ropę.

Ważność tego wydarzenia nie bierze się jednak z pojawienia się nowych możliwości zaopatrzenia, lecz wykorzystania tych, które de facto od dawna istniały, lecz żaden z decydentów – ani państwowych, ani menedżerów firm paliwowych – nie zdecydował się na ich efektywne wykorzystanie.

Strategie bez działań

Dyskusja dotycząca dywersyfikacji dostaw ropy toczy się niemal od odzyskania suwerenności w 1989 r. i jest traktowana jako istotny postulat w zakresie bezpieczeństwa ekonomicznego i politycznej suwerenności po opuszczeniu bloku radzieckiego, zaś obawy, iż Rosja zakręci kurek, są stałym elementem dyskusji o bezpieczeństwie energetycznym.

Dywersyfikacja nie jest oczywiście tematem pozapolitycznym – w ogłoszonej w 2003 roku strategii Rosja wyraźnie zapowiedziała traktowanie surowców energetycznych jako środka wpływów politycznych, a także eliminowanie poszczególnych krajów tranzytowych w eksporcie ropy.

Polskie odpowiedzi formułowane w kolejnych strategiach łączyły dwie cechy – miały ogromny rozmach w planowaniu i były od początku skazane na niepowodzenie lub mało realne.

W Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP zaproponowano połączenie rurociągowe z krajami skandynawskimi, wsparcie południowego korytarza transportu surowców energetycznych, zaś głównym projektem miał być rurociąg Odessa–Brody i przedłużenie go do Płocka. Warto dodać, że nie tylko strona polska traktowała ten projekt priorytetowo – także UE w 2006 r. wpisała go na listę projektów strategicznych.

Oczywiście mimo tych zapewnień rurociąg nie urósł ani o centymetr. Dodatkowo trzeba podkreślić, iż w okolicach Odessy, gdzie ma początek, nie ma złóż ropy, zaś ropę, która można by do niego wtłoczyć, trzeba przetransportować statkiem z portu w Noworosyjsku, który – jak sugeruje nazwa – leży w Rosji właśnie. Generalnie problemem wspomnianych strategii był fakt, iż nijak nie obracały się one w realne działania – od rozpoczęcia w Polsce dyskusji o dywersyfikacji nie zbudowaliśmy ani kilometra rurociągu.

Dlaczego teraz ropa inna niż rosyjska zyskuje istotną pozycję w spektrum zaopatrzenia? Czy wcześniej się nie dało? Paradoksalnie, techniczne możliwości się nie zmieniły – gdański Naftoport i rurociąg Pomorski z Gdańska do Płocka od początku pozwalały na równoległe bądź alternatywne wobec rurociągu Przyjaźń zaopatrywanie polskich rafinerii.

Dlaczego nie zrobiono tego wcześniej? Powodów można szukać z jednej strony w ekonomii, a z drugiej w specyficznym myśleniu decydentów o bezpieczeństwie energetycznym.

Co się zmieniło

Ekonomia to przede wszystkim dyferencjał Ural–Brent, czyli różnica między ceną ropy rosyjskiej a innymi dostępnymi, droższymi gatunkami. Skoro 1 dol. różnicy na cenie tony ropy w skali roku przekłada się np. dla Orlenu na 90 mln dol. zysku, trudno oczekiwać od menedżerów firm naftowych, że świadomie zrezygnują z tej wielkości przychodu. Nawet jeśli państwowy właściciel wspomina o dywersyfikacji – to także skrupulatnie rozlicza zarządzających z zysków i dywidend.

Aby przejść do drugiego problemu, trzeba przytoczyć sformułowaną przez Josepha Nye'a zasadę tłumaczącą, skąd w relacjach między państwami czy przedsiębiorstwami bierze się siła. Otóż, zdaniem Nye'a, siła jest wynikiem połączenia posiadanych zasobów (materialnych i niematerialnych) i strategii.

Generalnie można posiadać zasoby, niemniej bez ich zastosowania poprzez strategie same z siebie siły nie wytwarzają. Podobnie nie wytwarza jej sama strategia niepoparta realnymi zasobami.

Obserwując działania władz polskich oraz koncernów paliwowych, w planach koncentrowano się na pozyskiwaniu nowych aktywów, a w ciągu 25 lat nie zdefiniowano punktu, w którym dostawy ropy do Polski zostaną uznane za wystarczająco zdywersyfikowane. Generalnie dominował pogląd, iż dopóki Polska korzysta z ropy tłoczonej rurociągiem Przyjaźń z Rosji, jest od niej uzależniona.

Drugim problemem było specyficzne pojmowanie relacji polsko-rosyjskich w obszarze bezpieczeństwa energetycznego. Straszenie zakręceniem kurka było stałym elementem dyskusji o bezpieczeństwie energetycznym Polski. Podkreślić trzeba jednak, że Rosja nigdy się do takiego kroku skierowanego przeciw polskim odbiorcom nie posunęła – z krótkotrwałym przerwaniem dostaw mieliśmy do czynienia niejako przy okazji zatargów o stawki tranzytowe z Białorusią w 2007 i 2008 r. Wtedy zamknięcie rurociągu na odcinku białoruskim automatycznie pozbawiało dostaw dalej położonych odbiorców – Polskę i Niemcy, niemniej były to przerwy trwające po kilkadziesiąt godzin. Trudno spekulować, by to wynikało z dobrej lub złej woli Rosjan – trzeba pamiętać, że od upadku ZSRR w zasadzie do dziś ropa i gaz były podstawowymi produktami eksportowymi Rosji, a jej samej – mimo buńczucznych nieraz wypowiedzi polityków – de facto zależało na opinii stabilnego partnera handlowego.

Decyduje geopolityka

Co się więc zmieniło? Jeśli od lat mamy tę samą infrastrukturę, dlaczego nie podjęto aktywnej gry na rynku surowcowym dużo wcześniej?

Przede wszystkim zadecydowała geopolityka: sankcje nałożone na Rosję po aneksji Krymu, spadek cen ropy i agresywne włączenie się do gry na światowych rynkach ropy Arabii Saudyjskiej i Iranu pokazały, że alternatywa dla rosyjskiej ropy jest w zasięgu realnych możliwości. Ponadto – w myśleniu o zaopatrzeniu widoczne było pamiętanie o „niedrażnieniu" Rosji: dopóki oni przesyłają ropę, a my odbieramy, być może lepiej nie zaogniać stosunków. Nie bez znaczenia był wspomniany już czynnik ekonomiczny: zarówno sam surowiec, jak i jego transport rurociągiem były po prostu tańsze.

Co zmieniają kontrakty z Arabią Saudyjską i Iranem? Przede wszystkim do zasobów w postaci infrastruktury przesyłowej oraz Naftoportu dodają element strategii – rozumianej jako świadome działanie w obszarze dostaw ropy i tworzenia bezpieczeństwa ekonomicznego Polski, a także – co być może ważniejsze – zmieniają myślenie o dostawach i dywersyfikacji, przenosząc je na poziom strategicznego kreowania siły ekonomicznej.

Autor był rzecznikiem PKN Orlen, obecnie jest dyrektorem w PKP SA

Podpisanie na początku maja między saudyjskim koncernem Saudi Aramco a PKN Orlen długoterminowego kontraktu na dostawy ropy, jak też zawarty w lipcu podobny kontrakt Lotosu z Iranem dotyczący ewentualnych dostaw ropy w kolejnych latach zostały potraktowane przez rynek i część opinii publicznej, jako „game changer", punkt zwrotny w dywersyfikacji zaopatrzenia Polski – a zwłaszcza obu kontrolowanych przez państwo koncernów w ropę.

Ważność tego wydarzenia nie bierze się jednak z pojawienia się nowych możliwości zaopatrzenia, lecz wykorzystania tych, które de facto od dawna istniały, lecz żaden z decydentów – ani państwowych, ani menedżerów firm paliwowych – nie zdecydował się na ich efektywne wykorzystanie.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację