Niedługo minie rok, od kiedy krąży wśród nas koronawirus, infekując i wręcz demolując w tym czasie globalną gospodarkę. Wiele jej sektorów, opartych zwłaszcza na usługach (turystyka, gastronomia), zostało szczególnie dotkniętych i tylko dzięki wiosennej tarczy antykryzysowej nie dochodzi na razie do masowych bankructw. Niektóre branże, zwłaszcza te związane z nowymi technologiami czy szerzej – cyfryzacją, nabrały wiatru w żagle. Jak się jednak okazuje, beneficjentów tego – jak określają to niektórzy ekonomiści – nowego ładu gospodarczego na świecie jest więcej. Wśród nich – polscy eksporterzy.
Dane z krajowego przemysłu zaskakujące są nawet dla największych optymistów. W grudniu produkcja przemysłowa wzrosła aż o 11,2 proc. (licząc rok do roku), z nawiązką przekraczając poziom sprzed pandemii. Tymczasem obawiano się, że firmy zrobią sobie w tym świątecznym okresie przestoje, widząc wysokie słupki zakażeń. Swoje zrobiły na pewno dwa dni robocze więcej i niska baza porównawcza sprzed roku. To jednak za mało, aby wyjaśnić tak duży skok.
Choć nie ma jeszcze szczegółowych danych, można przypuszczać, że imponującą siłę pokazali zwłaszcza eksporterzy. W grudniu wzmożony popyt w Polsce zanotowano bowiem na sprzęt RTV i AGD, meble (tutaj jesteśmy eksportową potęgą), ale również na dobra o charakterze zaopatrzeniowym. To cieszy, gdyż dotychczas tak się działo dopiero w momencie mocniejszego ożywienia w Unii Europejskiej.
Co ważne, grudzień będzie już kolejnym bardzo dobrym miesiącem eksporterów, co potwierdza narastające saldo bilansu płatniczego ze światem. Można szacować, że od stycznia do grudnia 2020 r. do Polski napłynęło – bagatela – 55 mld zł więcej, niż wypłynęło. W samym listopadzie eksporterzy wysłali za granicę towary o wartości ponad 100 mld zł (historyczny rekord; motorem napędowym okazały się baterie do samochodów). Najwyraźniej nasze firmy wykorzystują swoje pięć minut, aby porozpychać się i zająć dobrą pozycję w ponownie zamykającej się Europie. Sprzyja im zapewniający konkurencyjność towarów kurs złotego, nad słabością którego „czuwa" gotowy do kolejnych interwencji Narodowy Bank Polski. Obecnie euro kosztuje ok. 4,5 zł. Do poziomu, który jest szacowanym progiem rentowności polskiego eksportu, droga daleka – wynosi ok. 3,80 zł za euro.
Poniedziałkowe dane, w połączeniu z produkcją budowlano-montażową i handlem, sugerują, że polska gospodarka skutecznie obroniła się przed jesienną falą pandemii. Dotychczas zastanawiano się, o ile spadnie PKB w IV kwartale. Teraz możliwa jest niespodzianka i kto wie, może nawet wzrost w porównaniu z III kwartałem, kiedy to notowaliśmy odbicie po wiosennej fali wirusa. W całym ubiegłym roku recesja będzie znacznie płytsza, niż prognozowano jeszcze kilka tygodni temu. Spadek może sięgnąć 2–3 proc., co umieści nas w czołówce najlepiej radzących sobie z pandemią państw w Europie.