– Dyrekcja nie informuje nas o stwierdzanych zakażeniach. Wysyła nas na testy, ale nie zdradza nam ich wyniku. Co jakiś czas jesteśmy jednak wysyłani na domową „kwarantannę", a do pracy wolno nam wrócić dopiero po dwóch tygodniach – mówi anestezjolog z dużego szpitala w Warszawie.
Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem medyka, gdyby zarządzający szpitalem ujawnili wyniki, musieliby to zgłosić do sanepidu, a ten najpewniej zamknąłby cały oddział: – A na to placówka nie może sobie pozwolić, bo jeśli się okaże, że anestezjologia jest w kwarantannie, placówka przestałaby w ogóle wykonywać operacje. A to znaczy, że kontrakt z NFZ nie zostałby wykonany– tłumaczy.
O tym, że chory mógł mieć Covid, lekarze dowiadują się często przypadkiem:
– Nie wydałoby się, że chory, którego konsultowałam przed tygodniem, miał koronawirusa, gdyby nie zadzwonili do nas lekarze z jednoimiennego szpitala zakaźnego, do którego został przewieziony. Wiadomo, że do tej placówki trafiają tylko osoby z Covid, więc nasz pacjent musiał mieć dodatni wynik testu. Tylko że dyrekcja nie uznała za stosowne nas o tym poinformować – mówi lekarka z mniejszej placówki w środkowej części Polski.