Stanisław Górski: Szpitale muszą się otworzyć dla wszystkich chorych
Anestezjolog z dużego szpitala w Warszawie usłyszała, że dyrekcja zapomniała poinformować o zakażonych pielęgniarkach. – Możliwe, że stanie blok operacyjny – mówi lekarka, która z ostatniego dyżuru wróciła załamana. – To nieprawda, że nic się nie dzieje. Jest źle. Chciało mi się płakać. Słyszę, że nie ma miejsc na oddziale intensywnej terapii (OIT), jest kolejka do przyjęcia, wentylujemy pacjentów na internie i chirurgii, niech się przyzwyczajają. Potem, na bloku operacyjnym podczas dużej operacji od pacjenta z nowotworem usłyszałam, że nie ma dla niego miejsca na OIT – będzie, kiedy odejdzie inny pacjent. A do tego czasu intensywną terapię mam prowadzić u niego na sali operacyjnej – relacjonuje lekarka.
Gdy medycy alarmują, że zmierzamy ku scenariuszowi z Włoch, gdzie ciężko chorych było więcej niż respiratorów, resort zdrowia stara się załagodzić sytuację zapowiedzią o przynajmniej częściowym złagodzeniu kar za nieumyślne błędy medyczne. Jak deklaruje rzecznik ministerstwa Wojciech Andrusiewicz, w niedługim czasie powstanie system, który zdejmuje z pracowników medycznych odpowiedzialność za niezawinione błędy medyczne, wzorowany na zachodnim systemie „no fault" („nie obwiniać"). Środowisko lekarskie podkreśla, że jest on niezbędny szczególnie w sytuacji pandemii i braku sprzętu, kiedy lekarze mogą być postawieni przed dramatycznym wyborem, kogo podłączyć do respiratora, a kogo nie.
Na razie jednak, zamiast systemu „no fault" i złagodzenia kodeksu karnego, medycy doczekali się krytyki ze strony ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, który w radiowej Jedynce powiedział, że rząd zabezpieczył wszystkie środki, a problemem jest brak zaangażowania medyków. „Występuje (...) brak woli części środowiska lekarskiego (...). Część tych obowiązków wykonywać nie chce (...) ze strachu przed epidemią" – mówił.
Słowa Sasina oburzyły medyków. Szefowie okręgowych izb lekarskich w oficjalnym piśmie zapytali premiera Mateusza Morawieckiego, czy to oficjalne stanowisko polskiego rządu, a prezes Naczelnej Rady Lekarskiej prof. Andrzej Matyja zauważył, że chociaż z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim jest w stałym kontakcie (jest członkiem powołanego we wrześniu siedmioosobowego zespołu ds. opiniowania zmian w ochronie zdrowia), nie miał sygnałów, że lekarze nie chcą wykonywać swoich obowiązków w czasie pandemii.
– To próby przerzucania na nas odpowiedzialności za niewydolny system. Absurdalne tezy o braku chęci niesienia pomocy przez lekarzy nie poprawią sytuacji. Oczekujemy określenia długofalowej strategii – mówi szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie Łukasz Jankowski.