„Rzeczpospolita" dotarła do projektu ustawy o no fault, czyli o zniesieniu odpowiedzialności za nieumyślne błędy medyczne, przygotowanego na zlecenie Okręgowej Izby Lekarskiej (OIL) w Warszawie. Projekt powstał kilka miesięcy temu, na etapie prac w Ministerstwie Zdrowia nad projektem ustawy o jakości w ochronie zdrowia. Niestety, oczekiwania medyków nie zostały spełnione, a no fault przewidziany w ministerialnej ustawie jest, jak to określają lekarze, „smutną karykaturą ich postulatów".
Operować bez strachu
Projekt ministerstwa wprowadza wprawdzie szybką, pozasądową ścieżkę odszkodowawczą dla pacjentów, którzy padli ofiarą błędu medycznego. Personel medyczny zachęca zaś do zgłaszania zdarzeń niepożądanych, które miałyby być wpisywane do specjalnego rejestru zarówno szpitalnego, jak i prowadzonego przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Medycy skarżą się jednak, że mimo gwarancji takie zgłoszenie nie może być anonimowe i stanowi zachętę do donoszenia na współpracowników. Brakuje też przepisów, które zamiast penalizować za nieumyślne błędy, pozwalałyby się na nich uczyć.
Czytaj też:
Czytaj więcej
System no-fault w ustawie o jakości nie zachęci lekarzy do raportowania zdarzeń niepożądanych – uważają eksperci.
– Sprawnie działający no fault to taki, który na pierwszym miejscu stawia bezpieczeństwo pacjenta. Ale by no fault zadziałał, bezpieczeństwo musi mieć zapewnione także medyk – tłumaczy Łukasz Jankowski, prezes OIL w Warszawie.