Rynek biurowy analizuje się najczęściej pod kątem powierzchni budowanej przez deweloperów lub wynajętej przez firmy czy wartości kupna sprzedaży nieruchomości. Wy na stolicę patrzycie przez pryzmat pozwoleń na budowę i „wuzetek”. Jaki obraz rynku wyłania się z trzeciej już edycji raportu Warsaw Crane Survey?
Rzeczywiście, kilka lat temu postanowiliśmy spojrzeć na warszawski rynek biurowy z trochę innej perspektywy i zweryfikować pewne założenia dotyczące tego, w jakim kierunku rynek będzie się rozwijał. Patrząc na wyniki naszego ostatniego badania, widać kilka trendów.
Po pierwsze, spada liczba pozwoleń na budowę: w 2021 r. wydano tylko dwa, rok wcześniej pięć, a dwa lata wcześniej siedem. Rekord padł w 2014 r.: 42 zgody. Trend spadkowy trwa więc od pewnego czasu, niezależnie od pandemii. Zmniejsza się także ilość powierzchni w budowie – na koniec zeszłego roku było to około 340 tys. mkw., czyli najmniej w badanym przez nas okresie, a więc od 2010 r. Przed nami jest więc luka podażowa.
Żeby ten obraz rynku nie był taki negatywny, dodam, że w 2021 r. była znaczna liczba wydanych decyzji o warunkach zabudowy – było ich sześć. Ponadto deweloperzy złożyli dwa wnioski o wydanie „wuzetek” i cztery o pozwolenie na budowę. Zatem w przyszłym roku możemy spodziewać się większej liczby pozwoleń na budowę niż w tym roku czy nawet w 2020 r.
Z czego się bierze ta spadająca aktywność deweloperów? Skoro wiele mówi się o spodziewanej luce podażowej, to znaczy, że popyt na nowe biura wcale nie wygaśnie...