W Krakowie hotelarze już sygnalizują władzom miasta, że w kwietniu rusza sezon turystyczny i będą chcieli odzyskać swoje obiekty. Zakwaterowano w nich ok. 6 tys. uchodźców, za których płaci rząd, ale dopłacają też samorządy z budżetu kryzysowego, bo stawka 120 zł za osobę na dzień wraz z wyżywieniem jest niewystarczająca.
Znaczna część uchodźców mieszka w prywatnych domach osób, które przyjęły ich pod swój dach, nie oczekując nic w zamian. Nikt nie wie, ilu ich jest. Ale taka pomoc też ma swoje granice. – Nie chodzi tylko o koszty, ale o to, że nie każda osoba może nam odpowiadać – mówi Agnieszka, nauczycielka z Warszawy, która przyjęła sześć kobiet.
Rząd sygnalizuje samorządom, że przymierza się do dobrowolnej relokacji uchodźców tak, by stanowili nie więcej niż 1 proc. mieszkańców gminy.
– W Muszynie byłoby to 120 osób, a już mamy 800 – wylicza Jan Golba, burmistrz Muszyny i prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP. Teraz kobiety z dziećmi mieszkają niczym na wczasach – w hotelach i pensjonatach, które zaraz będą chciały przyjmować turystów. – Gdyby nie gmina i wolontariusze, którzy przynoszą dary i pomagają, ta wysoka stawka rządowa byłaby za niska. A jak znaleźć lokum za stawkę obniżoną trzykrotnie, do 40 zł? Sytuacja stanie się bardzo trudna – kwituje burmistrz Golba.
Zapowiadana w weekend przez MSWiA relokacja uchodźców z polskich miast na Zachód, głównie do Niemiec – z powodu zbyt dużej liczby osób – została chwilowo wstrzymana.