Podróż 85-letniego Walentyna Sylwestrowa z ostrzeliwanego w pierwszych dniach wojny Kijowa do Berlina nie była ucieczką. Nie chciał wyjeżdżać, został usilnie do tego namówiony. To była ochrona artysty i wartości szczególnie cennych dla Ukrainy.
Przez dekady Walentyn Sylwestrow nie był twórcą zaangażowanym, nie wyrażał narodowych ambicji i dążeń. O sobie mówił, że prowadzi życie prywatnego człowieka, że jest jak poeta, który pisze, kiedy chce. I dodawał: – Początkowo taki tryb życia był koniecznością, wynikał z braku alternatywy. Teraz żyję dzięki zachodnim wydawnictwom, które publikują moje partytury.
Muzyka metaforyczna
Jego utwory zyskały uznanie na Zachodzie już w latach 70., co zresztą nie spodobało się w Związku Sowieckim, gdzie Walentyna Sylwestrowa wykluczono ze Związku Kompozytorów Ukrainy, do 1989 r. nie miał też szans na otrzymanie paszportu. Nie wpłynęło to na zmianę stylu życia. Nadal tworzył własną muzykę.
Czytaj więcej
Piosenki Myslovitz i Artura Rojka w wykonaniu zdolnych młodych aktorów świetnie prowadzonych reżysersko złożyły się na dobry spektakl Teatru Roma.
– Nie staram się podkreślać ukraińskości, korzystam z zachodnioeuropejskiego języka muzycznego – powiedział kiedyś. – Ukraińskość moich utworów wynika z pewnej śpiewności albo liryzmu.