W przypadku tych skrzypaczek podkreślanie owej „starości” brzmi dość zabawnie. Koreanka ma przecież 25 lat, przedstawicielka Kazachstanu – cztery lata więcej. Na tle jednak pozostałych dwudziestolatków zakwalifikowanych do finału prezentują się inaczej. Wielu rzeczy już doświadczyły w swym muzycznym życiu, Jane Cho studiowała w kilku krajach europejskich, obecnie doskonali umiejętności w słynnej Juilliard School of Music w Nowym Jorku. A Meruert Karmenova mieszka w Belgii i sporo koncertuje.
Czytaj więcej
W pierwszym dniu finałów Konkursu Skrzypcowego im. Wieniawskiego wystąpili Dayoon You z Korei Południowej i Hana Chang, która określa siebie jako przedstawicielkę Japonii, Singapuru i USA.
Może więc bardziej należałoby mówić o ich dojrzałości artystycznej? W środowy wieczór obie zagrały w poznańskiej Auli UAM koncert skrzypcowy d-moll patrona konkursu, a o tym utworze mówi się, że to dzieło dojrzałego artysty. Kiedy jednak Henryk Wieniawski zaczynał nad nim pracę, miał 30 lat, mógłby więc być kolegą obu skrzypaczek. Tym niemniej tylko jedna z nich znalazła klucz do zrozumienia, co właściwie Wieniawski skomponował.
Tak grała Meruert Karmenova. I choć jej interpretacja nie była wolna od drobnych potknięć, miała świadomość, że ten romantyczny koncert wymaga pięknego prowadzenia melodii, która musi swobodnie płynąć, a wszystkie wirtuozowskie ozdobniki wymagają blasku. I co szczególnie ważne – całość zagrała pięknym dźwiękiem, co nie jest tylko zasługą lepszego instrumentu, bo obie dysponują wysokiej jakości XVIII-wiecznymi skrzypcami. Delikatne, jasne brzmienie Jane Cho wydawało się jednak niezbyt odpowiednie dla Wieniawskiego, a fraza zbytnio zaś się rwała.
Po przerwie ich występ także miał charakter bezpośredniej rywalizacji, ponieważ obie wybrały jedyny koncert napisany przez Johannesa Brahmsa. O tym kompozytorze można powiedzieć, iż od początku pisał dojrzałą muzykę, w której nie ma śladu młodzieńczej zadziorności. Taki też jest jego koncert skrzypcowy, powstały zalewie dziesięć lat po utworze Wieniawskiego, a przecież jakże od niego odmienny. To właściwie symfonia, w której solista i orkiestra pełnią niemal równorzędne role, prowadząc ze sobą dialog.