Krzysztof Kamil Baczyński uosabia wszystko to, co straciliśmy w czasie powstania warszawskiego, a zyskaliśmy w postaci wzorca postaw oraz narodowej świadomości. Uosabiał złożoność losu Polaków. Ojciec był legionistą, mama – nauczycielką pochodzącą ze zasymilowanej rodziny żydowskiej. Wybitnie utalentowany, chorowity, opisywał tragiczny los generacji wchodzącej w dorosłość w czasie wojny. Zginął 4 sierpnia w szeregach batalionu „Parasol", zastrzelony przez niemieckiego snajpera vis-a-vis Teatru Wielkiego. Miał 23 lata. Pozostawił 200 wyjątkowych wierszy.
Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, zaproponował nagranie płyty z wierszami Baczyńskiego Meli Koteluk i fortepianowo-perkusyjnemu zes- połowi Kwadrofonik. Tworzą go absolwenci warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego z Bartkiem Wąsikiem na czele.
– Kiedy przyjęliśmy to zaproszenie, wiedzieliśmy, że nie nagramy płyty w konwencji poezji śpiewanej, tylko piosenki pokazujące Baczyńskiego z innej strony niż ta, z jakiej zapamiętaliśmy go z lektury szkolnej – mówi Mela Koteluk. – Baczyński to ktoś więcej niż autor poezji wojennej, apokaliptycznej. Zafascynowała nas jego oniryczność i delikatność. Zdawał sobie sprawę z zagrożeń, ale w takiej sytuacji młodzi ludzie często tworzą sobie wewnętrzny azyl. Postanowiliśmy to pokazać i to, jak jest zakochany w życiu.
Płyta powstawała tuż po ogłoszeniu pandemii. – To był czas, kiedy cały świat mógł znowu poczuć realny lęk przed śmiercią, najczęściej przez wszystkich wypierany – mówi wokalistka. – Z Bartkiem szliśmy w kierunku tego, co pokazuje jasne oblicze Baczyńskiego i doprowadziło nas do ugruntowania się w życiu. Baczyński bardzo nam w tym pomógł, przypominając o pięknie życia. Myśleliśmy też o wolności, miłości, uwielbieniu przyrody, co przynoszą wiersze, oraz zainteresowaniu Baczyńskiego kosmogonią.
Nagranie płyty było karkołomne. – Bartek grał na fortepianie u siebie na Mokotowie, a dźwięk dobiegał do mojego mieszkania na Saskiej Kępie z opóźnieniem. To, co ja zaśpiewałam do akompaniamentu, docierało do niego też z opóźnieniem – mówi Mela Koteluk. – Takie muzyczne salto mortale może przydarzyć się chyba tylko raz w życiu.