Centralną postacią, która skupia krytykę za podważanie nakazów sanitarnych związanych z covidem, jest Eric Clapton. W grudniu nagrał z Vanem Morrisonem singiel „Stand and Deliver". Muzycy sugerowali, że nakazy związane z pandemią gwałcą ich wolność i obaj zostali skrytykowani jako antymaseczkowcy i antyszczepionkowcy. Teraz szeroko komentowane jest kolejne oświadczenie Claptona, który oświadczył, że nie zagra tam, gdzie obowiązkowe będzie posiadanie certyfikatu szczepienia bądź wyniku testu, co zapowiedział premier Wielkiej Brytanii Boris Johnsona wszędzie tam, gdzie odbywać się będą koncerty.
Panika w Ameryce
Wcześniej, w maju, Clapton opisał swoje „katastrofalne" samopoczucie po otrzymaniu szczepionki AstraZeneca.
„Wziąłem pierwszą dawkę i od razu miałem ciężkie reakcje, które trwały dziesięć dni. (...) Sześć tygodni później wziąłem drugą dawkę (...) reakcje były katastrofalne. Moje ręce i stopy na przemian były wyziębione i zdrętwiałe lub miałem uczucie, że płoną. Nie mogłem grać przez dwa tygodnie i bałem się, że nigdy więcej nie zagram, cierpię bowiem na neuropatię obwodową i nigdy nie powinienem był zbliżać się do igły, jednak propaganda przekonywała, że szczepionka jest bezpieczna dla wszystkich".
Clapton opisał też niesmak, jaki czuł wobec reakcji na singiel nagrany z Vanem Morrisonem: „Chociaż śpiewałem jego słowa, odbiły się echem w moim sercu (...) natychmiast zostałem uraczony pogardą".
Wypowiedzi Claptona były komentowane przez rząd brytyjski, który podkreśla, że zaszczepionych zostało blisko 60 mln Brytyjczyków, co uratowało życie wielu z nich.