Przełomu stylistycznego nie było, za to najciekawszy jest fakt, że na całym świecie rośnie udział w zyskach fonografii muzyki sprzedawanej i słuchanej przez internet. Prognozy zapowiadają, że portale streamingowe i m.in. YouTube dadzą firmom w Polsce około 35 proc. wszystkich wpływów, czyli o 5 proc więcej niż w 2016 roku.
Dlatego jeden album stał się już jednostką umowną: to sprzedane CD lub winyle, ale także ekwiwalent kupionych lub słuchanych plików, oglądanych teledysków. Jednocześnie aż do 10 proc. mógł wzrosnąć udział w rynku czarnych płyt, które trafiały nawet do Biedronki czy Lidla.
Muzycznym królem roku był Ed Sheeran – do połowy grudnia sprzedał na świecie równowartość prawie 9 mln albumów „Divide", a był też najpopularniejszy w portalu Spotify. Uzyskał ponad 3 mld odtworzeń, odbierając tron Drake'owi. Muzyka Brytyjczyka z największym hitem „Shape of You" z pogranicza r'n'b, rapu, folku i niezależnego rocka sprzedawała się znakomicie również w Polsce. Fani do końca roku mogą kupić ok. 50 tys. „Divide", a wciąż znakomicie rozchodził się wcześniejszy album „X" (ok. 30 tys. egz.).
Polskie tantiemy dla Brytyjczyka tylko za sam hit „Shape of You" ocenia się na 500 tys. zł. O skali jego popularności świadczy też trwająca ledwie dwie godziny sprzedaż biletów na koncert na Narodowym. Drugi sprzedał się równie szybko i Sheeran jest pierwszym artystą, który dwukrotnie wypełni największy polski stadion.
„Forbes" ocenia jego tegoroczne zarobki na 37 mln dolarów. Jednak najwięcej zarobili raper Puff Daddy (130 mln USD), Beyonce (105 mln USD) oraz Drake (94 mln USD). Najbogatsi rockowcy – Guns N' Roses – znaleźli na początku drugiej dziesiątki z utargiem 84 mln USD. Warto dodać, że grudniowa płyta U2 „Songs of Experience" w pierwszym tygodniu sprzedaży zanotowała na świecie wynik 440 tys. egz., tyle samo co drugi krążek Sama Smitha.