– Czeka nas ciężka walka – zapowiedział chiński premier Li Keqiang trzem tysiącom deputowanych parlamentu Państwa Środka.
Szef rządu przedstawił gospodarcze plany na 2019 rok. Według informacji z Pekinu tekst wystąpienia Li był do ostatniej chwili zmieniany. Chińskie władze liczyły, że pod koniec ubiegłego tygodnia uda im się zawrzeć porozumienie z Waszyngtonem na temat usunięcia ceł, ale USA przesunęły ostateczny termin na koniec marca. Zmusiło to Li Keqianga do przedstawienia parlamentarzystom znacznie bardziej pesymistycznego obrazu chińskiej gospodarki, niżby chciał.
Według premiera wzrost gospodarki w 2019 będzie wynosił 6–6,5 proc. W każdym kraju europejskim takie wskaźniki przyjęto by z entuzjazmem, ale w Chinach oznacza to najmniejszy przyrost od 1990 roku, gdy rozpoczęto rynkowe reformy na wielką skalę. Wszyscy eksperci wskazują, że przyczyną tego jest handlowy konflikt z USA.
W sierpniu 2018 roku Donald Trump wprowadził 10-procentowe cła na większość chińskich towarów wwożonych do USA, domagając się od Pekinu dopuszczenia do jego wewnętrznego rynku na równych zasadach amerykańskich firm i ochrony własności intelektualnej. W sumie objęto cłami towary warte w przybliżeniu 200 mld dolarów.
Obecnie występując w Pekinie, Li Keqiang zażądał „monitoringu zatrudnienia w firmach kierujących produkcję na eksport". Od początku roku trzy czwarte z 23 prowincji informowało o pogarszaniu się sytuacji gospodarczej – przede wszystkim te leżące nad morzem i nastawione na eksport. Mimo pogorszenia wszystkich wskaźników premier zapowiedział stworzenie 11 mln nowych miejsc pracy i „utrzymania bezrobocia na poziomie 4,5 proc. w rejonach zurbanizowanych".