Prof. Bogdan Góralczyk: Orbán kroi medialne salami. Niezależne radio milknie

Prezes niezależnego Klub Rádió András Arató na specjalnej konferencji prasowej 9 lutego poinformował, że władze sądownicze zatwierdziły wniosek Rady ds. Mediów, na mocy którego od 14 lutego to ostatnie niezależne radio na Węgrzech przestanie nadawać, pozostając jedynie nadawcą internetowym.

Aktualizacja: 10.02.2021 11:48 Publikacja: 10.02.2021 11:36

Prof. Bogdan Góralczyk: Orbán kroi medialne salami. Niezależne radio milknie

Foto: AFP

Wokół tego radia głośno było już dziesięć lat temu, gdy administracja Viktora Orbána pod koniec 2010 r. rozpoczęła głębokie zmiany polityczne i instytucjonalne w państwie właśnie od przyjęcia nowej ustawy medialnej. Ograniczyła ona niezależność mediów, co wywołało wtedy głośną debatę i protesty w Unii  Europejskiej, w której akurat Węgry sprawowały prezydencję, a nawet w Stanach Zjednoczonych (o zachowanie Klub Rádió upominała się nawet ówczesna szefowa dyplomacji amerykańskiej Hillary Clinton). Na mocy tej ustawy media elektroniczne trafiły w ręce rządu.

Niezależne radio utrzymało się (jak widzimy – do teraz), ale następne ciosy w niezależne media ze strony podporządkowującego sobie konsekwentnie rządu były szykowane. Kolejny poważny nastąpił po głośnym zderzeniu premiera Viktora Orbána z twórcą imperium finansowego i właśnie medialnego Fideszu, Lajosem Simicską w lutym 2016 roku.

Po tym brutalnym rozwodzie Simicska przeszedł do opozycji i zaczął wspierać partię Jobbik wskazując, że to ona ma największe szanse na odsunięcie Fideszu od władzy. To jednak nie nastąpiło. Toteż po wygraniu trzecich z kolei wyborów wiosną 2018 r. przez Fidesz, Lajos Simicska utracił, teraz już praktycznie bez walki, swoje imperium, w tym wpływowy dziennik „Magyar Nemzet”, radio Lánchid, stację telewizyjną Hir oraz tygodnik „Heti  válasz”.

Dziennikarze z  „Magyar Nemzet” utworzyli nowe pismo, ale w gruncie rzeczy rozproszyli się, podczas gdy premier Orbán dziennik wznowił i dzisiaj stanowi on – zgodnie z nazwą, „węgierski naród” – główną prasową tubę propagandową rządu.

Działo się to już wtedy, gdy Viktor Orbán przypuścił bezkompromisowy atak na siły liberalne i „imperium Sorosa”, w którego ramach 8 października 2016 r. zszedł ze sceny dotychczas najpoczytniejszy dziennik lewicowo-liberalny „Népszbadság” i nigdy już nie wrócił. A w trzy lata później Węgry opuściła najpierw Fundacja Wolne Społeczeństwo George’a Sorosa, a następnie utworzony i sponsorowany przez niego Uniwersytet Środkowoeuropejski.

Równocześnie jedna z najbarwniejszych postaci okresu rządów Viktora Orbána biznesmen (do 2010 r. inkasent gazowy, a potem sołtys w rodzinnej wsi premiera) Lőrincz Mészáros i będące w jego posiadaniu  firmy, począwszy od najpotężniejszej Mediaworks Rt, przejęły – w październiku 2016 r. – praktycznie wszystkie media i gazety regionalne. Od tej pory znajdują się one pod kontrolą rządu oraz nadają komunikaty i wiadomości z rządowej agencji prasowej MTI.

Tym samym rząd niemal całkowicie rozmontował system równowagi i kontroli władz, podporządkowując sobie praktycznie wszystkie niezależne media, a zdjęcie z anteny (poprzez odebranie koncesji i częstotliwości) Klub Rádió jest tylko kolejnym, jednym z ostatnich już  „kamyczków” w tej układance. Dzisiaj niezależne media na Węgrzech to kilka portali, jak 444.hu czy cenny atlatszo.hu, jednakże największe z nich origo.hu i index.hu też zostały przejęte przez rząd (pierwszy w listopadzie 2018, drugi, z dużym hukiem, w lipcu 2020 r.).

Nic dziwnego, że ceniona w świecie Freedom House uznała już Węgry za państwo niedemokratyczne, a nie tylko „nieliberalną demokrację”, jak ją przed laty (w 2014 r.) samo-zdefiniował Viktor  Orbán. A wszystko to w ramach Unii Europejskiej, definiowanej także (chociażby w głośnych kryteriach kopenhaskich) jako „wspólnota wartości”.

Dbający o stałe powiększanie władzy (i majątku) wszechmocny w swym kraju premier Viktor Orbán nie zwraca uwagi na protesty, takie jak teraz, i konsekwentnie stosuje taktykę salami: po kolei odcina dopływ środków dla niezależnych mediów, ograniczonych dziś do jednego dziennika „Népszava” oraz kilku tygodników (i tak czytanych przez stołeczną inteligencję, z definicji niechętną władzom, co dla niej nie ma znaczenia).

Ostatnio proces nieco przyspieszył, bowiem sześć partii opozycyjnych utworzyło w grudniu wspólny front i zapowiada pójście razem do wyborów wiosną 2022 r., a to jest dla Fideszu i Orbána, jak świadczą sondaże, poważne zagrożenie. Tym bardziej więc centralizuje on i podporządkowuje sobie wszystkie możliwe media. Klub Rádió jest tylko kolejną ofiarą tej, już  raczej nie taktyki, lecz strategii rządu, prowadzonej pod hasłami: więcej władzy dla rządu. A informacja to władza.

Wokół tego radia głośno było już dziesięć lat temu, gdy administracja Viktora Orbána pod koniec 2010 r. rozpoczęła głębokie zmiany polityczne i instytucjonalne w państwie właśnie od przyjęcia nowej ustawy medialnej. Ograniczyła ona niezależność mediów, co wywołało wtedy głośną debatę i protesty w Unii  Europejskiej, w której akurat Węgry sprawowały prezydencję, a nawet w Stanach Zjednoczonych (o zachowanie Klub Rádió upominała się nawet ówczesna szefowa dyplomacji amerykańskiej Hillary Clinton). Na mocy tej ustawy media elektroniczne trafiły w ręce rządu.

Pozostało 86% artykułu
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Jak powstają zdjęcia, które przechodzą do historii?
Kraj
Polscy seniorzy: czują się młodziej niż wskazuje metryka, chętnie korzystają z Internetu i boją się biedy, wykluczenia i niedołężności
Kraj
Ruszył nabór wniosków o świadczenia z programu Aktywny rodzic.
Kraj
Kongres miejsc pamięci jenieckiej: dziedzictwo i strategie dla przyszłości
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kraj
Poznaliśmy laureatów konkursu Dobry Wzór 2024