Katoevent też może być modlitwą

Spór o „Różaniec do granic"

Aktualizacja: 18.10.2017 16:49 Publikacja: 17.10.2017 18:50

Katoevent też może być modlitwą

Foto: Adobe Stock

Ostatnio w przestrzeni publicznej powiedziano bardzo wiele o akcji „Różaniec do granic", która spotkała się ze skrajnymi emocjami: od fali zachwytu do wręcz tsunami hejtu. Także wśród części katolików wzbudziła ona mieszane uczucia i zrodziła pytanie: czy katoevent, w którym uczestniczy przeszło milion osób, może być autentyczną modlitwą?

Bo jak takie gigantyczne nabożeństwo ma się do słów Jezusa z Ewangelii: „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6, 5-6).

Czy zatem wszyscy ci (także niżej podpisany), którzy zgromadzili się na granicach Polski i w wielu przepełnionych kościołach, są owymi ewangelicznymi obłudnikami?

Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Przede wszystkim dlatego, że każdy z uczestników różańcowej akcji musi zadać sobie sam to pytanie i odpowiedzieć szczerze w sumieniu, czy włączył się w to gigantyczne nabożeństwo tylko na pokaz, by zamieścić zdjęcie na Facebooku lub Instagramie, czy aby rzeczywiście się modlić?

Dla tych, którzy dostrzegają, że kierowały nimi bardziej emocje i chęć zaistnienia, jest oczywiście także dobra wiadomość. Modlitwa nikomu jeszcze nie zaszkodziła, a jej owoce mogą okazać się dużo większe i bardziej zaskakujące, niż się mogło wydawać. A co z tymi, którzy na co dzień budzą niesmak lub zgorszenie (np. z politykami, dziennikarzami, celebrytami), a także chwycili tego dnia za różańce? Niektórzy mogą powiedzieć, że nie powinni, bo swoim postępowaniem tylko dają dowód na to, że cały „Różaniec do granic" był wielką hipokryzją. Nic bardziej mylnego. Dowodzi to jedynie, że różaniec jest w stanie przyciągnąć nawet największych duchowych biedaczków. A czyż to nie jest wspaniałe i ewangeliczne? Chciałbym także uspokoić tych braci w wierze, którzy podchodzą do tego typu inicjatyw z rezerwą i wyczuwają nosem zielonoświątkową woń dużych modlitewnych zgromadzeń, w których często (acz nie zawsze) Bóg znajduje się na dalszym planie, a manifestacja i prowokacja stają się celem nadrzędnym.

Nasz Kościół jest piękny właśnie przez różnorodność. Jest w nim miejsce dla absolutnie wszystkich wrażliwości religijnych i modeli pobożności. Chodzi przecież o to, aby każdy znalazł w ramach Kościoła swoją drogę spotkania z Bogiem. A czy będzie to w zaciszu czterech ścian, w pobliskim kościele, przy przydrożnej kapliczce czy w milionowym tłumie, to już kwestia drugorzędna.

Rodzi się także pytanie, czy nie grozi nam teraz wysyp kolejnych katoeventów. Szczerze wątpię, choć wykluczyć kolejnych szaleństw Ducha Świętego nie można. Lecz warto podkreślić w tym miejscu, że już mamy w tradycji jedno takie masowe religijne wydarzenie, które na stałe weszło do kalendarza. Biorą w nim co roku udział miliony Polaków, idących w rozmodleniu ulicami miast, demonstrując jednocześnie swoją wiarę. To uroczystość Bożego Ciała. Czy jest ona także groteskowa, zaściankowa i tylko dla obłudników? W oczach wielu pewnie tak, ale dla katolików jest to wyjątkowe święto i okazja do dania świadectwa swojej wiary. Myślę, że „Różaniec do granic" dla wielu stał się właśnie taką okazją. Ważne jednak, by po nim różańce nie stały się jedynie częścią garderoby czy ozdobą na samochodowych lusterkach, lecz aby przypominały wszystkim tym, którzy wzięli w tej akcji udział, jak wielkiego znaku wiary stali się częścią i jak wielkiego zobowiązania się podjęli. Na serio, nie dla zabawy.

Autor jest dziennikarzem portalu Onet.pl

Ostatnio w przestrzeni publicznej powiedziano bardzo wiele o akcji „Różaniec do granic", która spotkała się ze skrajnymi emocjami: od fali zachwytu do wręcz tsunami hejtu. Także wśród części katolików wzbudziła ona mieszane uczucia i zrodziła pytanie: czy katoevent, w którym uczestniczy przeszło milion osób, może być autentyczną modlitwą?

Bo jak takie gigantyczne nabożeństwo ma się do słów Jezusa z Ewangelii: „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6, 5-6).

Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Jak powstają zdjęcia, które przechodzą do historii?
Kraj
Polscy seniorzy: czują się młodziej niż wskazuje metryka, chętnie korzystają z Internetu i boją się biedy, wykluczenia i niedołężności
Kraj
Ruszył nabór wniosków o świadczenia z programu Aktywny rodzic.
Kraj
Kongres miejsc pamięci jenieckiej: dziedzictwo i strategie dla przyszłości
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kraj
Poznaliśmy laureatów konkursu Dobry Wzór 2024