Rzeczpospolita: Dlaczego wstrzymał się pan w Senacie podczas grudniowego głosowania nad ustawą o Sądzie Najwyższym?
Jarosław Obremski, senator PiS: Po pierwsze, uważałem, że wiek emerytalny pani prezes Gersdorf będzie najłatwiejszym elementem ataku ze strony Komisji Europejskiej. Po drugie, trochę cynicznie, taktycznie, uważałem, iż zostawienie słabej, nie tylko medialnie pani prezes będzie ewidentnym dowodem na konieczność również zmian personalnych w sądownictwie. Po trzecie, choć moim zdaniem nie złamano konstytucji, to jednak te zmiany zostały dokonane po to, aby konstytucję obejść. Nie złamano litery konstytucji, co najwyżej jej ducha, bo art. 180.4 (wiek emerytalny) i art. 183.3 (sześcioletnia kadencja), trzeba czytać razem.
Czy tak przeprowadzane zmiany w sądownictwie uważa pan za sanację sądownictwa?
Jeszcze nie wiemy. Ostatnio przeczytałem książkę Marka Lilla „Koniec liberalizmu, jaki znamy". On – zadeklarowany liberał – twierdzi, że w USA władza sądownicza stała się monarszym przywilejem wykształconych elit. Zadajmy sobie pytanie, czy podobnie nie jest w Polsce. W wielu przypadkach, jeśli jesteś w układzie, możesz liczyć na niewinność. Czy naprawdę wierzymy, że antypisowsko zacietrzewieni sędziowie (a tacy ujawnili się przecież już w połowie 2015 roku) zdobędą się na sprawiedliwość wobec na przykład skorumpowanych, prominentnych polityków opozycji? Jako wiceprezydent Wrocławia bardzo często obserwowałem polityczność „niezawisłych" sądów.
Przeczytaj także: Gersdorf: Będę pierwszą prezes SN na uchodźstwie