Od dwóch tygodni w polskim episkopacie trwa swego rodzaju próba sił. Nie przeszła ona jeszcze do fazy otwartej wojny, ale wydaje się, że jest ona bardzo blisko. Powodem jest kwestia podejścia hierarchów do kwestii molestowania seksualnego małoletnich przez niektórych duchownych. Jest grupa biskupów, która – tak jak abp Wojciech Polak – dąży do tego, by Kościół się oczyścił. Druga uważa, że problem jest wyolbrzymiony, że owszem, trzeba się tematem zajmować, ale bez przesady. I przede wszystkim trzeba to robić bez wywlekania spraw na światło dzienne.
Siłowanie się tych dwóch frakcji nie jest tajemnicą. Było np. przy okazji dyskusji o tym, czy ujawniać opinii publicznej liczbę spraw dotyczących molestowania, które są w poszczególnych diecezjach. Niektórzy biskupi zrobili i pokazali takie raporty, inni nie. Pewnego rodzaju kompromisem było przedstawienie przez Episkopat Polski tzw. kwerendy, w której podano tylko ogólną liczbę takich przypadków w całym kraju. Takim siłowaniem się był także proces powoływania do życia Fundacji św. Józefa, która ma pomagać skrzywdzonym. Najpierw spierano się o sens istnienia takiej fundacji, potem sposób finansowania. Spory te toczono jednak w zaciszu gabinetów.
Teraz sytuacja idzie w zupełnie inną stronę. Po filmie braci Sekielskich abp Wojciech Polak złożył prośbę do papieża o wszczęcie postępowania wyjaśniającego w stosunku do bpa Edwarda Janiaka.
Z otwartą przyłbicą żaden biskup przeciwko prymasowi nie wystąpił. Żaden publicznie go nie skrytykował. Ale to nie oznacza wcale, że wszyscy ten ruch uważają za dobry. Jest całkiem spora grupa hierarchów, która uważa, że prymas postąpił źle. Nie odważą się jednak na publiczną krytykę, bo to oznaczałoby, że rzucą się na nich media, a poza tym trzeba jeszcze zachowywać jakieś pozory jedności.
W polskim Kościele mamy już podział. To nie jest już próba sił między biskupami „różnych prędkości", ale podjazdowa wojna.