Chodzi o projekt nowej ustawy o działalności windykacyjnej i zawodzie windykatora. — Wkrótce skierujemy go do konsultacji, bo działalność firm windykacyjnych to obecnie Dziki Zachód, nie ma żadnych regulacji, co pokazuje np. raport NIK dotyczący afery GetBack - mówi "Business Insider" wiceminister sprawiedliwości, Marcin Warchoł.
Co ma się zmienić? - Najważniejsze to prawo do sprzeciwu - podkreśla na łamach "BI" Warchoł. Zgodnie z projektem firma windykacyjna musi najpóźniej przy pierwszym kontakcie poinformować dłużnika, że może wnieść sprzeciw na każdym etapie windykacji. Dlaczego? Ministerstwo Sprawiedliwości tłumaczy, że nie zawsze są prawne podstawy do ścigania dłużników i osoby, które są nękane, choć nie nie mają zobowiązań, zyskają narzędzie do szybkiego pozbycia się windykatorów z ich życia. - W skrócie: firma windykacyjna będzie musiała poinformować takiego dłużnika, że może bez konsekwencji odmówić spłaty zadłużenia - tłumaczy wiceminister Warchoł.
Czytaj więcej
Firmy windykacyjne będą musiały mieć zgodę na działalność, a do wykonywania zawodu windykatora będzie potrzebna licencja. Jeśli zaś dłużnik sobie nie życzy kontaktów, nie będzie można go bombardować pismami i telefonami, lecz skierować sprawę do sądu.
Zmian będzie więcej. firmy windykacyjne będą musiały być wpisane do centralnego rejestru, mieć formę spółki akcyjnej i kapitał w wysokości 5 mln zł. Zezwolenie na prowadzenie będzie wydawał minister właściwy do spraw gospodarki. Co więcej, taka firma będzie musiała prowadzić pełną dokumentację czynności podejmowanych wobec wierzyciela, np. rejestrować wysłane pisma, sms, maile, zapisy rozmów telefonicznych.
Windykatorem będzie mogła być osoba, która ukończyła 24 lata, nie jest karana za umyślne przestępstwo oraz nie ma długów — nie jest wpisana do biur informacji gospodarczej oraz Krajowego Rejestru Zadłużonych. Przed podjęciem pracy, będzie musiała przejść badania lekarskie i psychologiczne.