Zamieszanie wokół zawieszenia broni w Górskim Karabachu

Zawieszenie broni w Karabachu wywołało rozruchy w Armenii, radość w Azerbejdżanie i niepewność w Moskwie.

Aktualizacja: 12.11.2020 06:17 Publikacja: 11.11.2020 18:29

Ormiańscy żołnierze powołani w ostatniej chwili na wojnę ćwiczą w garnizonie w zachodniej części kra

Ormiańscy żołnierze powołani w ostatniej chwili na wojnę ćwiczą w garnizonie w zachodniej części kraju

Foto: AFP

– Gdyby walki nadal trwały, istniało znaczne prawdopodobieństwo, że (...) tysiące naszych żołnierzy znalazłyby się w okrążeniu, nastąpiłaby katastrofa. Byliśmy zmuszeni podpisać to porozumienie – tłumaczył ormiański premier Nikol Paszynian w trakcie wideokonferencji.

Czytaj także: Świętujemy zwycięstwo 
Czytaj także: Rosja porzuciła Armenię

W zeszłym tygodniu azerskie wojska od 27 września atakujące Górski Karabach zdobyły Szuszę leżącą dziesięć kilometrów od stolicy separatystycznego regionu Stepanakertu. Miasto góruje nad nim (dając Azerom możliwość ostrzeliwania go), a jednocześnie przechodzą przez nie drogi łączące Karabach z Armenią. Dlatego wojskom ormiańskim zagroziło okrążenie.

Dwukrotnie próbowały one odbić Szuszę, ale kontrataki załamały się. Gdy stało się jasne, że miasto pozostaje w rękach Azerów, premier Paszynian zdecydował się podpisać porozumienie o przerwaniu ognia. Odbyło się to tak szybko, że prezydent kraju Armen Sarkisjan dowiedział się o nim dopiero z mediów (przynajmniej sam tak twierdzi). Ormianie, protestując, wylegli na ulice Erywania: wdarli się do siedziby rządu, parlamentu, a nawet rezydencji Paszyniana (premier skarżył się, że ukradli mu m.in. laptopa i prawo jazdy). Manifestacje cały czas trwają.

– Azerbejdżan odniósł błyskotliwe zwycięstwo w tej wojnie – mówił z kolei prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew, gdy na ulicach Baku tłumy świętowały wygraną.

Znaki zapytania

Zgodnie z porozumieniem zawartym na internetowej wideokonferencji do końca miesiąca wojska ormiańskie muszą się wycofać z trzech rejonów Azerbejdżanu leżących wokół Karabachu, a zajętych na początku lat 90. W ten sposób Górski Karabach zostaje odcięty do Armenii, ale około połowy jego terytorium nadal pozostaje pod władzą Ormian (resztę zajęły wcześniej wojska azerskie).

Jedynym połączeniem z Erywaniem będzie tzw. korytarz lacziński szerokości pięciu kilometrów. Obsadzą go wojska rosyjskie, tak jak i linię rozdzielenia obu armii. Około dwóch tysięcy Rosjan i ponad 300 pojazdów bojowych już jest przewożonych samolotami do Karabachu.

Nie wiadomo, jaki będzie przyszły status Górskiego Karabachu, zarówno części zajętej przez Azerów, jak i tej pozostałej Ormianom. Nieznany jest też los tzw. Mińskiej Grupy OBWE (Rosja, USA, Francja), która od ponad ćwierć wieku zajmowała się konfliktem. Prawdopodobnie państwa zachodnie zostaną całkowicie odsunięte od jego rozwiązywania. Amerykański Departament Stanu przyznał, że nie zna szczegółów obecnego porozumienia.

– Zawsze chcieliśmy, by Turcja i Rosja odgrywały równą rolę w konflikcie. Dziś to osiągnęliśmy – oświadczył Alijew. Jednak Kreml gwałtownie zaprzeczył, by tureckie wojska miały się pojawić w Karabachu. Ale Ankara wejdzie do „centrum monitoringu zawieszenia broni" tworzonego przez nią i Moskwę, prawdopodobnie w części Karabachu zajętej przez Azerów. Alijew wcześniej zapewniał, że pojawią się tam tureccy żołnierze, obecnie jeszcze nie wiadomo, jak będzie wyglądało „centrum".

Kto i co wygrał

Część ekspertów z różnych krajów uważa, że porozumienie najpierw zawarły Turcja i Rosja, a potem zmusiły Paszyniana do jego przyjęcia – za wcześnie z punktu widzenia Armenii. Za kilka tygodni w regionie nastąpi zima i uniemożliwi prowadzenie walk do początku kwietnia.

– Na pierwszej linii walczyli ludzie, których od miesiąca nikt nie zmieniał. A przecież powinni mieć możliwość odpoczynku – tłumaczył premier, wskazując na kłopoty z powoływaniem rezerw do walki. Nie wiadomo, z jakiego powodu, ponieważ ulice Erywania wypełniły tłumy młodych ludzi protestujących przeciw „kapitulacji".

– Paszynianowi można współczuć, że wcześniej nie zwrócił się o pomoc do Rosji – powiedział moskiewski ekspert Kiriłł Koktysz. Jednak premier domagał się wsparcia Moskwy od pierwszego dnia wojny, to Kreml się uchylał od jego udzielenia. – Autorytet Rosji katastrofalnie upadł wśród Ormian. Okazało się, że ani członkostwo w sojuszu ODBK, który Moskwa nazywała alternatywą NATO, ani rosyjska baza wojskowa w Giumri w niczym nie pomogły – podsumowali z kolei eksperci ukraińscy.

W zamian w regionie pojawiła się Turcja. „Rosja przegrała z Turcją na polu walki, tam posługiwano się bronią obu państw i Turcja wygrała z przestarzałą rosyjską techniką" – dodali.

– Wcale się jednak nie zdziwię, jeśli w ciągu kilku miesięcy władzę w Armenii obejmą prorosyjscy generałowie (obalając Paszyniana – przyp. red.) – stwierdził rosyjski opozycjonista Andriej Malgin, przypominając niechęć Kremla do obecnego przywódcy Ormian.

– Gdyby walki nadal trwały, istniało znaczne prawdopodobieństwo, że (...) tysiące naszych żołnierzy znalazłyby się w okrążeniu, nastąpiłaby katastrofa. Byliśmy zmuszeni podpisać to porozumienie – tłumaczył ormiański premier Nikol Paszynian w trakcie wideokonferencji.

Czytaj także: Świętujemy zwycięstwo 
Czytaj także: Rosja porzuciła Armenię

Pozostało 93% artykułu
Konflikty zbrojne
Stany Zjednoczone wiedziały o ataku Rosji. Moskwa wysłała ostrzeżenie
Konflikty zbrojne
Putin w orędziu do narodu: Rosja uderzyła w Ukrainę najnowszym systemem rakietowym
Konflikty zbrojne
Wojna w Ukrainie: Rakietowe uderzenia na obwód kurski i mściwy szantaż Putina
Konflikty zbrojne
Atak rakietowy na Dniepr. Rosja nie użyła pocisku balistycznego ICBM?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Konflikty zbrojne
Ukraina zaatakowana przez Rosję pociskiem międzykontynentalnym