– Chłodno dzisiaj, ale nastrój pełen determinacji. Drogi odwrotu nie ma – powiedział na placu jeden z opozycjonistów, Iszchan Sagatelian. Rzeczywiście pogoda nie jest najlepsza, w Erywaniu jest w ciągu dnia około 0 stopni.
Mimo wielotysięcznego wiecu i ostrych zapowiedzi na placu stanęły jedynie cztery namioty. Doszło do przepychanek z policją, w końcu demonstranci zeszli z jezdni na chodnik i tam zaczęli nocować. Opozycja wzywa też do blokowania budynków rządowych.
Protesty trwają w Armenii z różną siłą od 9 listopada, gdy szef rządu Nikol Paszynian zgodził się zakończyć wojnę z Baku, tracąc jednak większość terenów zajmowanych przez Ormian od początku lat 90. W grudniu wydawało się już, że zaczęły cichnąć, nie uzyskawszy wystarczającego wsparcia społecznego. Ale w ciągu ostatnich dni doszło do kilku incydentów, które dolały oliwy do ognia.
Po zakończeniu trzydniowej, państwowej żałoby premier odwiedził wojskowy cmentarz Jerablur na przedmieściach Erywania, gdzie pochowano wielu poległych w 44-dniowej wojnie z Azerbejdżanem. Opozycja, ale i część rodzin poległych próbowali mu w tym przeszkodzić. Jednak szefa rządu wsparli zwolennicy, a policja użyła siły, i złożył tam kwiaty. Dwa dni później nie udało mu się dojechać do prowincji Sjunik, na południu kraju. Na wezwanie tamtejszego mera mieszkańcy, którzy będą mieli teraz granicę Azerbejdżanu tuż pod bokiem, zablokowali przejazd rządowej kolumny i zmusili go do powrotu do stolicy.
Opozycja natychmiast zaproponowała, by w tej właśnie prowincji została rozmieszczona druga baza rosyjskich wojsk w Armenii. „Szczególne miejsce w nowym porozumieniu (z Rosją o bezpieczeństwie – red.) powinna zająć prowincja Sjunik" – napisał na Facebooku Edmon Marukian. Moska ma już jedną swą bazę w Giumri, nic jednak nie wiadomo, by prowadziła rozmowy o założeniu drugiej. Prawdopodobnie opozycja w ten sposób złożyła propozycję Kremlowi.