– Nasi żołnierze są z (miasta) Loikaw, i teraz robią wszystko, co mogą, by wrócić do swych domów – powiedział dziennikarzom Lin Lin, jeden z dowódców opozycyjnych Ludowych Sił Obrony. Od końca października na północy i wschodzie Birmy trwa ofensywa trzech silnych zgrupowań partyzanckich, do których w ostatnich dniach dołączyło czwarte, na zachodzie. Według trudnych do zweryfikowania informacji rządząca junta panuje już tylko nad 40 proc. powierzchni kraju. Znaczna część rejonów graniczących z Chinami, wraz z jedną z głównych dróg łączących centralną Birmę z chińską prowincją Yuan, została zajęta przez partyzantów. Podobno opanowali oni też przejście graniczne w Chinshwehaw, przez które w zeszłym roku przejechały towary wartości ponad ćwierć miliarda dolarów.
To silny cios ekonomiczny w juntę, ale też polityczny. Pobliskie rejony zamieszkuje chińska grupa etniczna, która najwyraźniej przeszła na stronę opozycji. Od lutego 2021 r. w Birmie rządzi junta wojskowa, która obaliła władze cywilne, a ich liderkę Aun San Suu Kyi (laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla) aresztowała. W czasie gwałtownych protestów przeciw zamachowi wojskowi zabili podobno ponad 2 tys. osób. Demonstracje zostały stłumione, ale walka przeniosła się w dżungle na północy i wschodzie kraju. Zbuntowani mieszkańcy miast połączyli się tam z działającymi, w zasadzie od uzyskania przez Birmę niepodległości w 1948 r., oddziałami mniejszości etnicznych – rząd centralny nigdy w pełni nie kontrolował całego kraju. Ale też etniczne rewolty nigdy nie stanowiły dużego zagrożenia, chroniły tylko swoje interesy ekonomiczne i nie współpracowały wzajemnie. Teraz jednak ofensywę prowadzi Sojusz Trzech Braci sformowany dla obalenia junty.
Czytaj więcej
Świat zajęty swoimi sprawami i problemami milczy i problemu junty w Mjanmie, dawnej Birmie, nie widzi. A ONZ raz jeszcze udowadnia, że jest Organizacją Narodów Zagubionych.
Chiny, największy sąsiad i partner handlowy Birmy, zaczynają okazywać zdenerwowanie. Walki już doprowadziły do strat po chińskiej stronie granicy, armia Pekinu zaczęła tam manewry. Mimo to chińscy przywódcy nie zmienili swego stosunku do junty i nie nawiązali z nią kontaktów. Nawet gdy wysłannicy Pekinu uczestniczą w międzynarodowych imprezach w Birmie, to demonstracyjnie unikają birmańskich generałów. Same Chiny nie zapraszają także ich przedstawicieli do siebie.
Opustoszałe miejsce głównego sojusznika zajął Władimir Putin, który przyjmował na Kremlu przywódcę junty, gen. Min Aung Hlainga zabiegającego o dostawy broni. Samoloty otrzymane z Rosji obecnie zapewniają juncie przewagę nad partyzantami. W zamian generałowie poparli publicznie rosyjską inwazję na Ukrainę, choć w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ głosowali za rezolucjami potępiającymi Moskwę. Mimo to oficjalnie Birma zaczęła nazywać Kreml – który ma nadzieję założyć u niej swą bazę wojskową – „przyjacielem na zawsze”, gdy Chiny i Indie spadły do poziomu „bliskich przyjaciół”.