W 90-osobowej delegacji, która poleciała w ten czwartek z Macronem do Algierii, znalazła się więc Catherine MacGregor, prezes francuskiego koncernu energetycznego Engie, uczestniczącego także w konsorcjum budującym do niedawna Nord Stream 2. Jednak Paryż, który od dekad postawił na energetykę jądrową, do tej pory niechętnie widział konkurencję w Europie tańszego źródła zasilania, jakim jest gaz. Francuzi dali się ubiec przez Włochów: w czerwcu Mario Draghi zawarł z Algierczykami megakontrakt na import gazu. Surowiec ten jest też tłoczony w coraz większym stopniu przez gazociąg łączący Algierię z Hiszpanią. Francuzi muszą więc na tym polu nadrobić zaległości, jeśli chcą pozostać liczącym się graczem gospodarczym w dawnej kolonii. Już teraz spadli na drugie miejsce (za Chinami) na liście największych partnerów handlowych Algierii. Z obrotami wartymi 7 mld euro w 2021 r. relacje te są zresztą skromne, jeśli porównać je np. do wymiany polsko-niemieckiej dochodzącej do 150 mld euro rocznie.
Angielski za francuski
Algieria jest też potrzebna Francji z powodów bezpieczeństwa. Z polecenia Macrona właśnie zakończyła się francuska misja wojskowa w Mali: utrzymująca bliskie kontakty z Moskwą junta wojskowa w Bamako domagała się jej wycofania. Teraz Francuzi będą się starali powstrzymać islamski terroryzm w regionie Sahelu przede wszystkim z baz w Nigrze. Jednak bez współpracy z Algierią jest to logistycznie niemal niemożliwie. Tyle że dawna kolonia, która w listopadzie będzie przeprowadzać wspólne ćwiczenia z Rosją przy granicy z Marokiem (Desert Shield) i od lat zaopatruje się w broń w Moskwie, wcale nie pali się do takiej współpracy. Od wojny wyzwoleńczej i porozumień z Evian, które pozwoliły na ogłoszenie niezależnej Algierii (za kilka dni kraj będzie obchodził 60. rocznicę niepodległości), potężny, nastawiony przeciw Francji aparat wojskowy i bezpieczeństwa nadaje ton polityce kraju.
30 proc.
młodych Algierczyków nie ma pracy w swojej ojczyźnie
Jeszcze więcej jest ich pozbawiona we Francji
Na przeszkodzie do porozumienia stoi także kwestia masowej emigracji Algierczyków do Francji, których nowa ojczyzna nie potrafiła skutecznie zintegrować. Licząca przynajmniej 4 mln osób wspólnota to wynik porozumienia z 1968 r., które dały poważne preferencje dla przyjezdnych z Francji na rynku pracy dawnej metropolii. Francja, u szczytu wzrostu gospodarczego, potrzebowała rąk do pracy w przemyśle. Gdy jednak uderzył kryzys w latach 70., algierska mniejszość znalazła się na marginesie gospodarki i nigdy się z tego nie podniosła. Dziś 30 proc. młodych Algierczyków nie ma pracy w swojej ojczyźnie, ale jeszcze więcej jest ich pozbawiona we Francji. Mimo to nacisk na emigrację do dawnego kolonizatora jest ogromny, bo po sześciu dekadach niepodległości rządzony przez skorumpowaną armię kraj przeżywa gospodarczą katastrofę: różnica w poziomie życia między Algierią i Francją jest porównywalna do różnicy między Niemcami i Ukrainą sprzed rosyjskiej inwazji. Dodatkowym problemem dla Paryża jest niezwykły przyrost naturalny wśród algierskich imigrantów (3,6 dzieci na kobietę). Z tych wszystkich powodów Macron drastycznie ograniczył liczbę wiz wydawanych przyjezdnym z Algierii (podobnie jak Maroka i Tunezji). Teraz algierskie władze stawiają jednak jako warunek porozumienia zniesienie tych limitów.
Być może jednak to znaczenie języka francuskiego w Algierii wywołuje największe zaniepokojenie w Paryżu. W czerwcu prezydent Abd al-Madżid Tabbun polecił zamienić francuski na angielski jako pierwszy obcy język nauczany w szkołach podstawowych. Wcześniej tak już było w szkołach średnich i wyższych.