Do Rosji przymusowo przesiedlono z okupowanych regionów Ukrainy już ponad 500 tys. ludzi, w tym 121 tys. dzieci. Poinformował o tym we wtorek ambasador Ukrainy w Organizacji Narodów Zjednoczonych Serhij Kysłyca podczas omawiania przez Radę Bezpieczeństwa ONZ sytuacji humanitarnej nad Dnieprem. Stwierdził, że Ukraińcy są odsyłani do dalekich regionów Rosji, m.in. do obwodów północnych i na Daleki Wschód, w tym na oddalony o prawie 7 tys. kilometrów od Ukrainy Sachalin. Dyplomata przekonywał, że w Rosji obywatelom Ukrainy wydawane są dokumenty, które zabraniają opuszczać regiony, w których się znajdują, przez najbliższe dwa lata. Nie przebierając w słowach, ukraiński ambasador porównał działania dzisiejszej Rosji do przymusowej deportacji ludności z okupowanych terytoriów przez nazistowskie Niemcy. Wspomniał też o tak zwanych obozach filtracyjnych, przez które przechodzą Ukraińcy w drodze do Rosji.
To jedna z najbardziej strzeżonych przez Rosjan tajemnic trwającej od prawie dwóch miesięcy wojny. Według Kijowa takie obozy powstały w południowej części obwodu donieckiego na zachód od Mariupola oraz miejscowości Bezimenne (przy Morzu Azowskim niedaleko Nowoazowska). Zdaniem władz Ukrainy znajduje się w tych obozach około 30 tys. ludzi. – Wszyscy są tam filtrowani i weryfikowani. Mężczyzn tam od razu starają się oddzielić od kobiet i dzieci, które wywożą do Rosji. Mężczyźni albo trafiają do piwnicy, albo próbują ich wcielić do wojska, zmuszając do walki przeciwko Ukrainie. To łamanie Konwencji Genewskiej, która zabrania angażować ludność z okupowanych terytoriów do wojska – mówi „Rzeczpospolitej” Ołeksij Arestowycz, doradca prezydenta Ukrainy. A co z ludźmi, którzy deklarują proukraińskie poglądy? – Albo wrzucą do piwnicy, albo mogą rozstrzelać. Tak samo jak za czasów stalinowskich – dodaje. Twierdzi, że trafiający do Rosji Ukraińcy nie mieli innego wyjścia. – Zostali do tego zmuszeni. Tak samo, jak we wschodnich dzielnicach Mariupola. Umożliwiano wyjazd wyłącznie w kierunku Rosji i nieustannie bombardowano. Nie mieli wyjścia, przecież nie będą z dziećmi siedzieć pod zrzucanymi bombami. Rosja próbuje naszym kosztem rozwiązać swoje problemy demograficzne i osłabić Ukrainę, bo chce, by ci ludzie nigdy nie powrócili do domów – uważa.
Rosyjska senator o ukraińskich dzieciach: „Chodzi o przyszłych obywateli naszej wielkiej ojczyzny”
Rosja od lat przeżywa katastrofę demograficzną. W styczniu Rosstat informował, że kraj ma 145,5 mln mieszkańców (wraz z 2,4 mln mieszkańców okupowanego Krymu). Ale to i tak najgorszy wynik we współczesnej historii Rosji, gdyż w ciągu 2021 roku zmarło ponad 2,4 miliona ludzi, w przypadku ponad 500 tys. zgonów zdiagnozowano Covid-19. W tym czasie w Rosji urodziło się jedynie 1,4 mln dzieci. Ubyło więc ponad milion mieszkańców kraju. Ale rosyjski urząd statystyczny informował o tym, że liczba ludności kraju skurczyła się o ponad 690 tys. Skąd ta różnica, te dodatkowe 300 tys.? To głównie imigranci z Azji Środkowej i mieszkańcy okupowanej od 2014 roku części Donbasu, gdzie Rosja zdążyła wydać już setki tysięcy swoich paszportów.
Jeszcze niedawno Władimir Putin narzekał na statystyki i wskazywał, że strategią Rosji jest osiągnięcie stałego wzrostu demograficznego. Wyznaczył też cel – przeciętne życie w Rosji powinno trwać 78 lat (w 2020 roku było to 71 lat).