Reforma prawa o sądach była źle pomyślana i przeprowadzona. Zamiast zdobyć poparcie szerokich kręgów sędziowskich w celu poprawienia procedur i wykluczenia z zawodu skompromitowanych sędziów (czego w wielu przypadkach byliśmy zwolennikami), przeprowadzono ją w sposób konfrontacyjny wobec środowiska sędziowskiego. Po kilku latach konfliktu jest to jasne, podobnie jak obserwacja, że na aktualnym etapie konfliktu nie chodzi o żadną dekomunizację społeczności sędziowskiej, lecz o przejęcie kontroli politycznej nad tym środowiskiem.
Wobec faktu, że w Sejmie cała Zjednoczona Prawica głosuje jednogłośnie, ważne wydaje się pytanie, czy w istocie wszyscy członkowie rządzącej formacji chcą totalnej konfrontacji z niezależnymi sądami i uznają ją za słuszną, czy to przede wszystkim kwestia ambicji kilku liderów. Może niektórzy z nich powinni dla dobra Polski podać się do dymisji? Pytanie wydaje się szczególnie ważne w perspektywie naturalnej eskalacji sporu.
Co nam grozi? Nie tylko osłabiający Polskę konflikt z UE, która z pewnością nie pogodzi się z siłową pacyfikacją trzeciej władzy w Polsce. Niewątpliwie wobec kraju masakrującego niezależność wymiaru sprawiedliwości zostaną podjęte środki prawne. Można się spodziewać skarg KE do TSUE, wniosków o zabezpieczenie i niekorzystnych wyroków. Ich niewykonanie będzie kosztowne, a może być również rozumiane jako deklaracja wyprowadzenia Polski z Unii. Jeszcze ważniejsze będą jednak działania podejmowane przeciw zbuntowanym sędziom w polskim porządku państwowym. Nowe przepisy, o ile podpisze je prezydent, przewidują ostre kary dyscyplinarne dla sędziów, z usunięciem z zawodu włącznie.
W związku z masowym sprzeciwem wobec nowego prawa i sztywnością stanowiska Ministerstwa Sprawiedliwości mam prawo zapytać, jak rządzący wyobrażają sobie złamanie oporu większości składu SN. Czy postawią wszystkich niepokornych sędziów przed nieuznawaną przez nich Izbą Dyscyplinarną? A co z niestosującymi się do nowych przepisów sędziami sądów powszechnych? Czy wobec masowego sprzeciwu użyje się przeciw nim siły i przeprowadzi czystkę? Trudno w tej sytuacji wykluczyć rozwiązania siłowe, które trzeba będzie nazwać stanem wyjątkowym w sądach. Wszyscy będziemy tego ofiarami. Polskie państwo, obywatele i gospodarka (piszemy dziś w „Rz" o malejącym zaufaniu zagranicznych partnerów do polskich sądów).
Mam świadomość, że druga strona konfliktu patrzy na problem inaczej. Rząd boi się anarchii i zamętu w sądownictwie, dwuwładzy i paraliżu. Jednak uchwalone przez Sejm przepisy i zaostrzanie kursu przez MS to niejedyna wyobrażalna ścieżka rozwiązania konfliktu. Inną, właściwszą, drogą jest mediacja, której musi się podjąć niezależny autorytet i w której weźmie udział głowa państwa.