Jeśli w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, widz wie, że w którymś z kolejnych musi wystrzelić. Od wielu dni w prawicowych mediach roiło się od fotomontaży Rafała Trzaskowskiego z najróżniejszymi wariantami tęczy. Później Jarosław Kaczyński w swoim liście do działaczy przypomniał deklarację prezydenta Warszawy o tym, że chciałby udzielić kiedyś ślubu osobom tej samej płci. Nie mogło być więc inaczej. Do kampanii w końcu włączone zostały „dżender" i LGBT.
Podpisanie przez Andrzeja Dudę Karty Rodziny w założeniu sztabowców ma uderzyć w najsłabszy punkt Trzaskowskiego – lęk wyborców przed ofensywą ideologiczną, adopcją dzieci przez pary homoseksualne itp. Rok temu właśnie wrażenie tej ofensywy i ataki na Kościół dały PiS wielką mobilizację wyborców przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. A Trzaskowski jako sygnatariusz Karty LGBT zdaniem sztabowców PiS do roli uosobienia ideologicznej ofensywy pasuje jak ulał.
Zagranie z Kartą Rodziny było sprytne. Choć zawiera magiczne słowa „zakaz propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych", nie jest to jednak dokument, który w 100 procentach spodoba się tradycjonalistom – jak choćby deklaracja ułatwień dla matek, by mogły szybko wrócić na rynek pracy. Ale pod większością jego tez może się podpisać pewnie trzy czwarte polskiego społeczeństwa (któż byłby np. przeciw pomocy rodzinom wychowującym niepełnosprawne dzieci?). Duda dokument podpisał, a resztę robią prawicowe media i politycy, którzy stawiają kropkę nad i, siejąc atmosferę grozy przed ofensywą LGBT.
Ale to zagranie ma kilka słabych punktów. Jeszcze niedawno Duda deklarował, że poważnie rozważyłby podpisanie ustawy o związkach partnerskich. Można więc pytać, który prezydent jest prawdziwy. Poza tym Polacy dość szybko się liberalizują. Tym, co jest dla znacznej większości non possumus, to adopcja dzieci przez pary jednopłciowe. Akceptacja dla związków partnerskich nieustannie rośnie, więc przekroczenie pewnej granicy nietolerancji w przypadku pojęcia LGBT może się zwrócić przeciw PiS.
Z tym też związane jest największe ryzyko. Dziś Polska stoi przed szeregiem dramatycznych problemów związanych z sytuacją na świecie. Przekucie wyborów w ideologiczny spór o społeczną modernizację może być dla PiS wygodniejsze niż tłumaczenie się z przebiegu epidemii. Pytanie jednak, czy to główna emocja, która dziś zajmuje Polaków. Czy przy stołach rozmawia się dziś o ofensywie LGBT czy raczej o tym, kogo kryzys pozbawi pracy lub części dochodów.