Szułdrzyński: Prezydent Duda nie może spać spokojnie, Bosak się zbudował

Dwaj główni kandydaci w wyborach prezydenckich już od pierwszych chwil od ogłoszenia wyników sondażowych exit poll rozpoczęli walkę o głosy w drugiej turze. Andrzej Duda dziękował wszystkim, którzy głosowali na jego konkurentów, gratulując Polakom wysokiej frekwencji w pierwszej turze. Zapewniał, że on nikogo nie atakował i w ogóle chce wszystkich łączyć, choć w kampanii słuchając go, można było odnieść zgoła inne wrażenie.

Aktualizacja: 29.06.2020 06:03 Publikacja: 28.06.2020 22:21

Szułdrzyński: Prezydent Duda nie może spać spokojnie, Bosak się zbudował

Foto: AFP

Rafał Trzaskowski z kolei wiedział, co jest jego najsłabszym punktem w oczach części wyborców, dlatego w pierwszym przemówieniu zapewniał, że nie odbierze 500+, nie podwyższy wieku emerytalnego i dał gwarancje na 13 emeryturę. Równocześnie komplementował Szymona Hołownię łakomie patrząc na 13 proc. głosów jakie otrzymał ten polityczny debiutant. Trzaskowski podziękował w tym samym przemówieniu Senatowi i samorządom za to, że zablokowały wybory 10 maja. Z jednej strony można uznać to za błąd, ponieważ to woda na młyn narracji prawicy, która zwalała winę za to, że wybory nie odbyły się w maju na „obstrukcję senacką” i na „rokosz samorządowców”, nie chcąc przyznać się do własnej nieudolności i fiaska pomysłu wyborów w pełni korespondencyjnych. Z drugiej - można dopatrywać się w tym racjonalności i widzieć w tych słowach sygnał mobilizacyjny dla elektoratu twardo antypisowskiego.

Czytaj także:

Andrzej Duda wygrywa I turę wyborów

Niemal 42 proc Andrzeja Dudy to wynik dobry, ale nie fantastyczny. Prezydent wcale nie może teraz spać spokojnie, ponieważ wciąż wszystko może się w drugiej turze zdarzyć. Biorąc pod uwagę buńczuczne zapowiedzi głowy państwa z wieców wyborczych o tym, że wybory powinny się rozstrzygnąć w pierwszej turze, część jego wyborców może czuć rozczarowanie. Takie są konsekwencje, gdy się zbyt mocno przelicytuje – tryumf wtedy smakuje gorzej. Duda musi też wyciągnąć wnioski z tego, że 58 proc. wyborców zagłosowało przeciwko niemu. Czy chcieli dać mu żółtą kartkę, a może czerwoną? Czy chcieli mu wysłać sygnał ostrzegawczy, czy też powiedzieć mu „dość”? Od rozpoznania tych nastrojów zależy czy uda mu się zbudować w ciągu dwóch tygodni poparcie niezbędne do wygrania w II turze.

Wynik Rafała Trzaskowskiego jest poprawny. Jeśli w ostatecznym rozrachunku utrzyma ponad 30-procentowy wynik, może mieć satysfakcję, że poprawił wynik Koalicji Obywatelskiej z październikowych wyborów. Ale jeśli poważnie myśli o prezydenturze, musi wykonać jeszcze gigantyczną pracę by zmobilizować nowych wyborców. Choć antypisowski rezerwuar wydaje się większy niż tereny łowne Dudy, Trzaskowski by wygrać musiałby w ciągu dwóch tygodni zebrać ponad dwa razy więcej nowych wyborców, niż jego konkurent. To zadanie wykonalne, choć nie najbardziej prawdopodobne.

Z pozostałych kandydatów znacznie większym zwycięzcą wydaje się być Krzysztof Bosak. Szymon Hołownia bardzo wysoko postawił sobie poprzeczkę. 13 procent dla kogoś w polityce całkiem nowego, to oczywiście świetny wynik, ale Hołownia grał przecież o drugą turę. Na tym tle Bosak niezwykle się na tych wyborach zbudował. Stał się bardzo rozpoznawalnym politykiem, ucywilizował radykalną prawicę i wytrzymał kampanijną presję. Potwierdził, że PiS-owi na trwale wyrosła po prawej stronie silna konkurencja, która będzie spędzać sen z powiek prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który nie lubi mieć z prawej strony nikogo.

Hołownia jeśli chce przetrwać w polityce, musi wejść w targi z Trzaskowskim i Platformą, bo trzy lata, które zostały do wyborów dla kogoś spoza mogą się okazać zabójcze. Bosak dalej jest posłem a w drugiej turze może zgłosić votum separatum, ugruntowując swoją pozycję jako lidera niezależnej do PiS prawicy.

Rafał Trzaskowski z kolei wiedział, co jest jego najsłabszym punktem w oczach części wyborców, dlatego w pierwszym przemówieniu zapewniał, że nie odbierze 500+, nie podwyższy wieku emerytalnego i dał gwarancje na 13 emeryturę. Równocześnie komplementował Szymona Hołownię łakomie patrząc na 13 proc. głosów jakie otrzymał ten polityczny debiutant. Trzaskowski podziękował w tym samym przemówieniu Senatowi i samorządom za to, że zablokowały wybory 10 maja. Z jednej strony można uznać to za błąd, ponieważ to woda na młyn narracji prawicy, która zwalała winę za to, że wybory nie odbyły się w maju na „obstrukcję senacką” i na „rokosz samorządowców”, nie chcąc przyznać się do własnej nieudolności i fiaska pomysłu wyborów w pełni korespondencyjnych. Z drugiej - można dopatrywać się w tym racjonalności i widzieć w tych słowach sygnał mobilizacyjny dla elektoratu twardo antypisowskiego.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich