Nie można powiedzieć, by Łukasz Szumowski czy Jacek Czaputowicz kurczowo trzymali się stołków. Odeszli z rządu sami, a pozycja premiera Mateusza Morawieckiego i pisowskich liberałów została wyraźnie osłabiona. Niekłamany żal w głosie szefa rządu, kiedy dziękował im w wieczornym oświadczeniu, dobitnie świadczy o tym, że premier ma tego świadomość.
Zbigniew Ziobro przebojowo zmierza po swoje. Wycina ludzi Morawieckiego, gdzie może, wspiera finansowo gminy walczące z LGBT, blokuje wybór rzecznika praw obywatelskich. Bo tylko destabilizacja sytuacji w okresie wyborczej trzyletniej ciszy może mu przynieść polityczny urobek. Minister sprawiedliwości wie, że od tego, ile zdoła uzyskać teraz, kiedy nie ma kampanii wyborczej, może zależeć jego pozycja w polityce przez lata. Teraz nikt nie może go oskarżyć o szkodzenie całemu obozowi.
Zupełnie za to jest niewidoczny, szczególnie na tle ofensywy szefa Solidarnej Polski, lider Porozumienia Jarosław Gowin. Może ma urlop albo jest zajęty. Najpewniej jednak wie, że po akcji torpedowania majowych wyborów nie tylko nie ma co liczyć na lepszą pozycję w rządzie, ale musi się przyczaić, by jego pozycja się nie pogorszyła.
Ośrodek władzy na Nowogrodzkiej robi wszystko, by rozchwianie politycznej łódki nie zaszkodziło PiS – najsilniejszej partii w Zjednoczonej Prawicy. Stąd poszukiwania takich nazwisk na stanowiska nowych ministrów, by gwarantowały pozostanie w prawicowym mainstreamie. Marszałek Terlecki zapewniał w mediach, że skoro rząd ma być zmniejszony, to żaden z koalicjantów nie może liczyć nie tylko na dodatkową tekę, ale muszą się pogodzić ze stratami. A to oznacza zmniejszenie ich politycznej siły. Dlatego Adam Niedzielski, dotychczasowy szef NFZ, jest kandydatem dla szefa rządu optymalnym, bo uważanym za „człowieka Morawieckiego". Pozycje „środkowego napastnika" zajmuje też prof. Zbigniew Rau, dotychczasowy szef Komisji Spraw Zagranicznych.
Wszystko to zresztą byłoby niczym więcej niż mieszaniem herbaty bez dosypywania cukru, czyli zwykłą polityczną walką o władzę i wpływy, gdyby nie to, że dociśnięcie PiS i rządu do prawej ściany może zaowocować jeszcze większymi kłopotami w relacjach Polski z UE, gorszą pozycjĘ naszego kraju we Wspólnocie i mniejszymi pieniędzmi. A w polityce wewnętrznej dalej możemy mieć do czynienia z sączącym się jadem homofobii, propagandą TVP Kurskiego i całą ideologiczną krucjatą prowadzoną przez obóz ziobrystów. A im silniejsza będzie ta grupa, tym więcej posłów ze środka PiS zerkać będzie na nią z aprobatą i powtarzać jej argumenty. I dlatego walka w obozie władzy ma większe znaczenie niż tylko podział stanowisk. Przed nami prawdopodobnie trzy lata rządów Zjednoczonej Prawicy.