Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego było niemal idealnym zaprzeczeniem tego, o co prosił jego – było nie było – przełożony w rządzie. - Wzywam wszystkich członków Prawa i Sprawiedliwości i wszystkich, którzy nas wspierają, do tego, by wzięli udział w obronie Kościoła, w obronie tego, co dziś jest atakowane i jest atakowane nieprzypadkowo – mówił niecałe dziewięć godzin po apelu premiera wicepremier. Jeśli to miała być realizacja apelu o nieeskalowanie sporu to – mówiąc delikatnie – nie do końca to prezesowi PiS wyszło.
Kto dziś zarządza piętrowym już kryzysem, w którym znalazła się Polska? Czy premier Morawiecki, który podkreśla jak ważne jest, aby minimalizować straty związane z prawdopodobnie najpoważniejszym globalnym kryzysem od czasu II wojny światowej, jakim jest pandemia koronawirusa? Czy Jarosław Kaczyński, który dmie w surmy bojowe i wzywa de facto do ulicznej próby sił, w której „jego” Polacy mają się policzyć i dać odpór „ich” Polakom, których prezes PiS najwyraźniej nie rozumie i nawet nie zamierza spróbować zrozumieć? Czy przywódcą państwa jest premier, apelujący o spokój wobec wyzwania, z którym poradzić sobie możemy jedynie zjednoczeni? Czy wicepremier, który rozgrzewa do czerwoności temperaturę politycznego sporu? Czy mamy toczyć wojnę z koronawirusem, czy sami ze sobą? Czy tym okrętem ktoś steruje?
Obecnie doświadczamy skutków bardzo nietransparentnego i niejako zdublowanego systemu władzy stworzonego przez PiS. Z jednej strony mamy rząd i premiera – z drugiej partię i prezesa. Kiedy przekaz obu tych ośrodków jest taki sam, problemu nie widać. Kiedy jednak premier mówi rano jedno, a prezes-wicepremier wieczorem drugie, nie sposób nie odnieść wrażenia, że ta „milcząca większość”, o której mówił Morawiecki, te „zwykłe polskie rodziny”, do których apelował szef rządu, są w tych niezwykle trudnych czasach same. Nie ma sztandaru, pod którym mogą się skupić. Bo jak mają wierzyć premierowi, skoro najwyraźniej nie wierzy mu jego własny wicepremier, który uznaje, że od pokoju lepsza jest wojna, a od deeskalacji – eskalacja? Jak mają skupiać się wokół owego wicepremiera, skoro ten lekką ręką wyłącza ze wspólnoty narodowej protestujące na ulicach tłumy - często córki i żony przedstawicieli owej „milczącej większości”? Może mogliby skupić się wokół prezydenta – ale ten milczy. Gdzie jest ośrodek władzy dla tych wszystkich, którzy na co dzień nie siedzą w okopach wojny polsko-polskiej, a dziś boją się o swoje jutro? Nie wiadomo.
W sporze wokół wyroku TK ws. aborcji często pojawiają się odwołania do konstytucji. Otóż owa konstytucja w artykule 1 mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”.
Wszystkich.