Cała konwencja inaugurująca kampanię prezydencką Kidawy-Błońskiej była sformatowana tak, aby podkreślić, że w nadchodzących wyborach nie chodzi o starcie osobowości lecz o coś znacznie bardziej fundamentalnego.
Czytaj także: Kierowca seicento i Maciej Stachowiak na konwencji Kidawy
Nie chodzi o starcie Andrzeja Dudy z Krakowa z Małgorzatą Kidawą-Błońską z Ursusa, lecz o starcie władzy silnej (w domyśle – zbyt silnej) z władzą, którą można określić mianem obywatelskiej. Bo gdy władza jest zbyt silna to obywatel (w tej roli na konwencji wystąpili ojciec Igora Stachowiaka i Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, w które uderzyła rządowa limuzyna wioząca premier Beatę Szydło) w starciu z nią okazuje się bezradny. Gdy władza jest zbyt silna, to staje się arbitralna i wówczas – tak jak w przypadku Marka Migdala i jego córki Katarzyny, która jako dziecko walczyła z rakiem mózgu – obywatele zostają sami ze swoimi problemami, bo władza zajmuje się tym, co sama uznaje za ważne, a nie tym, co jest ważne dla obywateli. Wreszcie – gdy władza jest silna może pozwolić sobie na to, aby ignorować takie tematy jak np. walka ze zmianami klimatycznymi, bo to władza – a nie społeczeństwo – ustala agendę.
Z drugiej strony jest Małgorzata Kidawa-Błońska, która – jak wynikało z bardzo ocieplającego kandydatkę wystąpienia jej męża, znanego reżysera – nie czeka na pomoc z zewnątrz tylko bierze sprawy we własne ręce (tak było, gdy sprzedawała pierścionek, pamiątkę rodzinną, by jej mąż miał co jeść na studiach; tak było – gdy już w wolnej Polsce – zastawiała swój dom, aby mąż mógł zrealizować wymarzony film). A więc wie, jak to jest być pozostawionym samemu sobie. I obiecuje prezydenturę, w której będzie głosem obywateli, tak aby mieli oni swojego rzecznika w systemie władzy.
O ile bowiem prezydentura Andrzeja Dudy i rządy PiS może być określona mianem romantyczno-ludowej – z filarami w postaci pielęgnowania poczucia dumy narodowej, antyelitarnością i koncentracją na tych, którzy stracili najwięcej w czasie transformacji ustrojowej, o tyle przekaz Kidawy-Błońskiej można określić mianem pozytywistycznego. Owszem – kandydatka PO obiecała, że nic co dane nie zostanie odebrane (a więc gwarantuje świadczenia wprowadzone przez PiS – takie jak 500plus czy 13 emerytura). Zapowiedziała też pewne nowe świadczenia – bo tak należy potraktować obietnice zwolnienia emerytur z podatku, czy pełną realizację obietnicy złożonej przez PiS dotyczącej leków za złotówkę. Główny przekaz dotyczył jednak czegoś innego.