Nie wiem, czy czeka nas bitwa z epidemią, ale wiem, że sprawy nie należy lekceważyć. Wirus przekroczył już wiele granic. I choć według lekarzy w wyniku choroby przez niego spowodowanej umiera nikły procent zakażonych, to jednak wskaźnik śmiertelności jest wielokrotnie wyższy niż przy grypie okresowej. Eksperci od epidemii powtarzają, że w skrajnych przypadkach na chorobę Covid-19 umrze kilkadziesiąt milionów ludzi. To żadna przesada, jeśli procent umieralności nałoży się na pełną demografię zakażonych krajów i pomyśli o maksymalnym zasięgu.
Wciąż to prawdopodobne, zwłaszcza że główne ogniska znajdują się już nie tylko na Wschodzie, ale również w Azji Środkowej i Europie. Dynamika zachorowań w technologicznej, ultranowoczesnej Korei Południowej i Włoszech czyni z nich najważniejsze światowe ogniska po Wuhanie. Niewiele wiemy o zasięgu choroby i liczbie przypadków śmiertelnych w Iranie. Znamy tylko oficjalne dane o ofiarach, ale już to czyni Iran trzecim krajem pod względem liczby ofiar śmiertelnych po Chinach i Włoszech.
Polski problem dotąd – z braku potwierdzonych przypadków zachorowań – nie dotyczył. Wiedzieliśmy jednak, że to się zmieni (nie można być zawsze zieloną wyspą), a naszą intuicję w środę rano potwierdził minister zdrowia Łukasz Szumowski, ogłaszając pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce. Już więc go mamy, a będziemy mieć zapewne następne. Co ważne, informacja została przekazana w sposób odpowiedzialny i poważny. Poważnie też zapewne zachowało się państwo polskie. Nie mam zastrzeżeń ani do polityki informacyjnej, ani do stanu przygotowań na wypadek ewentualnej epidemii. Dodatkowo na czas została uchwalona powszechnie uznawana za potrzebną specustawa. Zagłosowała za nią większość posłów, co świadczy o zrozumieniu powagi problemu.
To jednak wszystko profilaktyka. Przygotowania, które – zdarza się, że nawet najpoważniejsze – nie zawsze przynoszą zamierzony skutek. Prawdziwy test dla państwa dopiero przed nami. Niedługo możemy się przekonać, czy zapewnienia o sprawności procedur, przygotowaniach służby zdrowia i innych służb, stanie infrastruktury, liczbie łóżek, gotowości szpitali polowych itd. polegały na prawdzie. Obyśmy nie musieli sprawdzać! Ale trzeba się również przygotować na scenariusz najgorszy, tego uczą zasady przeciwdziałania sytuacjom kryzysowym. Są więc wielkie zadania dla rządu, obowiązek rzetelnej informacji i przeciwdziałania panice. Organizacji zaplecza medycznego dla chorych i rekonwalescentów. Ograniczenia aktywności obywateli w sferze publicznej. Przygotowania instrumentów wsparcia biznesu, a nawet pomocy publicznej w sytuacjach najbardziej skrajnych, gdy firmy wpadną w kłopoty spowodowane masową absencją pracowników. Ograniczenia ruchu w komunikacji. Zamknięcia granic miast, regionów czy kraju – jeśli będzie taka potrzeba. To także wyzwanie dla Sejmu i Senatu, które mogą być zmuszone do szybkiej legislacji, choćby w kwestiach budżetowych.
W tej konkretnej sprawie nie może być czczej polityki, tylko powaga i odpowiedzialność obywatelska. Tak się złożyło, że epidemia przychodzi w czasie kampanii prezydenckiej. Nie można – w przypadku rozwoju choroby – wykluczać jej zawieszenia, choć na razie nie jest to potrzebne. Za to jest potrzebne, i o to apeluję, wyłączenie tematu zagrożenia epidemią z kampanii. Nie można się zgodzić na polityczne żerowanie na chorobie, która może dotknąć każdego, bez względu na sympatie partyjne. Byłaby to bardzo brudna polityka. Antynarodowa. Ten, kto tego nie zrozumie, zasłuży sobie na najczarniejsze miejsce na kartach historii.