Często politycy tej samej formacji mówią różne rzeczy po to, by docierać do różnych grup wyborców. Nie inaczej jest z PiS-em. Gdy chce trafić do bardziej radykalnych wyborców, wysyła Antoniego Macierewicza, gdy do przedsiębiorców – Mateusza Morawieckiego. A gdy chce dorzucić do politycznego pieca, wywiadu udziela sam Jarosław Kaczyński.
Ale takie różnicowanie przekazu ma swoje ograniczenia. Przede wszystkim komunikaty nie mogą być ze sobą sprzeczne. Wówczas zamiast utworu rozpisanego na kilka fortepianów otrzymujemy fałsz i kakofonię. I właśnie takie wrażenie można odnieść, słuchając wypowiedzi przedstawicieli obozu rządzącego w sprawie trwających właśnie protestów. Prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki starają się tonować napięcie. Prezydent stwierdził, że zna wiele „uczciwych kobiet", które są wyrokiem Trybunału zaniepokojone. Apelował też o przyjęcie rozwiązań ustawowych, które uspokoją nastroje. Tym tropem poszedł premier, mówiąc, że wyrok TK nie dotyczył wad płodu, które mogą wpłynąć na życie lub zdrowie kobiety.
Po raz pierwszy od początku rządów PiS do sprawy odniosła się rodzina prezydenta. Pierwsza dama stwierdziła w Polsat News, że ma wątpliwości, czy można zmuszać kobiety do heroizmu – rodzenia i wychowywania ciężko upośledzonych dzieci. Choć zaznaczyła, że nie może sobie wyobrazić sytuacji, w której sama usunęłaby ciążę. Głos zabrała też Kinga Duda, która przyznała, że była zwolenniczką kompromisu aborcyjnego i że nie może pogodzić się z sytuacją powstałą po wyroku TK.
W porównaniu z tym zupełnie inny przekaz płynie ze strony prezesa PiS czy jego najbardziej zaufanych współpracowników. Marszałek Sejmu Ryszard Terlecki porównał piorun na maseczkach, czyli znak protestów, do symboli nazistowskich, Jarosław Kaczyński zaś protesty uznał za atak na wiarę, polskość i na najważniejsze wartości. Gdy Morawiecki zachęcał do pozostania w domach i deeskalacji konfliktu, Kaczyński mobilizował swych zwolenników, by szli bronić kościołów przed manifestantami.
Ta kakofonia chyba najlepiej oddaje chaos, jaki wkradł się w działania partii rządzącej po wybuchu protestów. PiS jest w defensywie i nie ma pomysłu, co zrobić. Nie wiadomo też, czyjego głosu należy słuchać. Prezydenta, który niedawno wygrał drugą kadencję, zdobywając 10,5 mln głosów? Premiera, który równocześnie koordynuje walkę z koronawirusem i zdaje się szukać rozwiązań, jak wyjść z obecnego kryzysu społecznego? A może faktycznego lidera obozu rządzącego Jarosława Kaczyńskiego, który krzyczy w Sejmie na opozycję: Jesteście przestępcami! Rozwalacie Polskę!