Na łamach „Rzeczpospolitej” Michał Konowrocki, dyrektor zarządzający Uber Polska, opowiada, że przez przepisy, które wymagają posiadania polskiego prawa jazdy, ubył im niemal co trzeci kierowca i co dziesiąty partner flotowy. Dodaje, że ludzie czekają o 60 proc. dłużej na kurs, a ceny skoczyły o 20 proc. Przy tym nawet milion przejazdów odwołano przez zbyt długi proponowany czas oczekiwania. Wszystko przez to, że z rynku zniknęło 20–30 tys. kierowców.
Dlaczego z taksówek ubyło 30 tys. kierowców?
Nazywając rzeczy po imieniu, szef polskiego Ubera przyznaje, że po Warszawie i innych metropoliach jednak dość wymagających pod względem umiejętności kierowania samochodem jeździło aż 30 tys. kierowców, którzy nie mogli się wykazać udokumentowaną znajomością polskich przepisów drogowych – i to nie był przypadek, a model biznesowy. Dlaczego ci kierowcy nie podeszli do egzaminu na polskie prawo jazdy? Czy przypadkiem nie dlatego, że by go nie zdali? Nikt ich na polskich drogach nie sprawdził, więc nie mają dowodu na to, że znają polskie, a nie kaukaskie, gruzińskie, azerskie, algierskie czy turkmeńskie przepisy.
Czytaj więcej
Czas oczekiwania na kurs w niektórych lokalizacjach zwiększył się o 60 proc., a ceny skoczyły nawet o 20 proc. – alarmuje Michał Konowrocki z Uber Polska. Firma chce teraz współpracować z korporacjami taxi w małych miastach i „werbować" Ukrainki.
Nie możemy zapominać, że znajomość zasad ruchu drogowego może zdecydować o zdrowiu i życiu pasażerów, a także innych kierowców oraz pieszych. Nie mówimy jedynie o przykrym biurokratycznym obowiązku, ale o ustępowaniu pieszym na pasach, ograniczaniu prędkości i przestrzeganiu nakazów znaków drogowych. Ryzyko jest realne. Po mnie i grupę przyjaciół przyjechał kiedyś kierowca – obcokrajowiec – zamówiony właśnie przez jedną z platform – i ruszył ulicą pod prąd. Nie znał polskiego, angielskiego ani niemieckiego, więc na nasze okrzyki, że jedzie pod prąd, reagował uśmiechem.
Czy kierowców Ubera obowiązuje to samo prawo co innych taksówkarzy
Oczywiście firma ma prawo do krytykowania przepisów, ale w państwie prawa ich wdrażanie nie zależy od niczyjej subiektywnej oceny. Uber poinformował, że od 17 czerwca przestał rejestrować na swojej platformie kierowców bez prawa jazdy. Tymczasem ci, którzy byli zarejestrowani na platformie wcześniej, jeżdżą tak, jak jeździli. A przecież niespodzianki nie było, przepisy nie weszły z dnia na dzień, platformy mogły zweryfikować te prawa jazdy wcześniej, przed wejściem w życie przepisów. Czy tak samo jego kierowcy reagują na znak „stop” dopiero wtedy, gdy go miną? A co gorsze: reagują bez przekonania?