Deficyt mieszkań ma swojską twarz. Właściwie nigdy w powojennej historii naszego kraju podaż mieszkań nie była w stanie zdążyć za popytem. W Polsce ludowej z budowania bloków, zwłaszcza z wielkiej płyty, zrobiono religię. Jej odwrotną stroną była nieefektywność systemu, a przede wszystkim produktu – jakość budowanych przez państwo mieszkań była tradycyjnym przedmiotem kpin, choćby w komediach Stanisława Barei.
Czytaj więcej
O to jak należy wesprzeć Polaków w zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych spytano uczestników sondażu United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej".
Zmiany miał przynieść nadwiślański kapitalizm. Ale, jak widać, nie całkiem się to powiodło. Mieszkań wciąż brakuje, ceny pną się do góry, a kwestia własnego M wciąż jest obsesją wchodzących w życie pokoleń.
Jak państwo walczyło z brakiem z mieszkań
Czy aby dlatego, że państwo złożyło dymisję z obowiązku zaopatrywania Polaków w mieszkania, jakby chciała to widzieć lewica? Cóż, nie całkiem złożyło. Nie było w Polsce rządu, który nie szukałby panaceum na problemy z mieszkaniami. Za w miarę udany eksperyment uważa się TBS-y (towarzystwa budownictwa społecznego). Wprowadzone ustawą z 1995 r. otrzymały taki choćby przywilej jak zwolnienie z podatku dochodowego. TBS-y istnieją zresztą do dziś, ale rewolucji nie przyniosły.