Nikt już nie ma wątpliwości, że prezydent i jego administracja próbowali pozbyć się generała. By jednak nie denerwować opinii publicznej – a generał Załużny jest bardzo popularny – chciano zmusić go, by sam złożył dymisję. I pewnie się na to nie zgodził. Nie wydaje się, by pierwotną przyczyną ataków na dowodzącego armią była zazdrość prezydenta o popularność, jaką generał się cieszy. Załużny nie przejawiał bowiem do tej pory jakichkolwiek ambicji politycznych mogących zagrozić obecnemu obozowi władzy. Inna rzecz, że gdyby przejawił, to „Bankowa” (nazwa administracji prezydenta od ulicy w Kijowie, przy której ma siedzibę) miałaby ogromny problem. Poza popularnością w społeczeństwie, generał cieszy się poparciem armii, a tam z kolei traci popularność prezydent Zełenski.
Dlaczego prezydent Zełenski i jego otoczenie są niechętni gen. Załużnemu?
Mimo wszystko wydaje się, że w czasie wojny ambicje polityczne i typowe w naszej części Europy intrygi zostały w Kijowie ograniczone. A pierwotną przyczyną niechęci „Bankowej” do Załużnego są chyba różnice w sposobie prowadzenia wojny między wojskowymi i cywilami. Generał opowiadał się za przejściem do „strategicznej obrony”, podczas gdy prezydent i skupieni wokół niego politycy chcieli prowadzenia ofensywy, aż do zwycięstwa. Pewnie też oskarżają dowódcę o porażkę letniej kontrofensywy.
Czytaj więcej
Dopóki na froncie trwa pat, w Kijowie odbywa się walka o nową ustawę o mobilizacji. Armia potrzebuje pół miliona nowych żołnierzy.
Problem w tym, że to Załużny miał do tej pory rację, a prezydent nie. To on chciał umocnienia granicy i ogłoszenia mobilizacji tuż przed wybuchem wojny. On też sprzeciwił się wysadzeniu mostów na Dnieprze w Kijowie, co sugerowali politycy. Taka nieomylność musi denerwować „Bankową”, co i rusz popełniającą różne błędy (polityczne, co prawda, a nie wojskowe). A teraz jeszcze na prezydencie wywarła chyba wrażenie informacja, że w Ukrainie jest już milion ludzi pod bronią (a dokładniej, tak lub inaczej wykonujących zadania dla armii, choć niekoniecznie z bronią w ręku).
Kto będzie nowym dowódcą armii ukraińskiej po Wałeriju Załużnym?
Zełenski pewnie uważa, że mając taką siłę, można przejść do działań ofensywnych, gdy tymczasem generał liczy jeszcze pociski do armat, naboje do karabinów, liczbę wyprodukowanych miesięcznie dronów czy par butów. Każdy z nich ma swoją rację. Prezydent chce ataku i szybszego zakończenia wojny – Ukraina wszak cały czas krwawi bombardowana przez Rosjan. Generał, widząc kolumienki nudnych cyfr, obawia się o całość frontu w przypadku nieprzemyślanych ruchów, w dodatku z niepewnym zapleczem. Zachód wszak nie jest w stanie – ani po jednej, ani po drugiej stronie Atlantyku – zebrać się i pomóc Ukrainie.