Jędrzej Bielecki: Spektakularne zwycięstwo Trumpa w Iowa zapowiada jego powrót do Białego Domu

Po prawyborach w Iowa już tylko cud przy urnach albo wyjątkowa determinacja sędziów może pozbawić Donalda Trumpa nominacji republikańskiej. Czy świat powinien zacząć się bać?

Publikacja: 16.01.2024 11:28

Donald Trump

Donald Trump

Foto: AFP

Inaczej, niż jego główni rywale, miliarder tylko kilka razy zajrzał do stanu Iowa, który słynnie przede wszystkim z upraw kukurydzy. Nie poparła go lokalna elita, w tym gubernatorka Kim Reynolds czy ewangelikalni pastorzy tych konserwatywnych zakątków USA. Przeznaczył też dwa razy mniej środków niż Ron DeSantis i Nikki Haley na przekonywanie Iowian. A jednak inaczej, niż w 2016 roku, Trump odniósł tutaj miażdżące zwycięstwo. Teraz całkiem prawdopodobne staje się to, że uda mu się zebrać wystarczająco dużo głosów wielkich elektorów do wykluczenia swoich konkurentów z walki o republikańską nominację, zanim na początku marca rozpocznie się w Waszyngtonie jego proces o próbę zamachu stanu, co może odstraszyć bardziej umiarkowanych republikańskich wyborców.

Vivek Ramaswamy rezygnuje z kampanii

Taki sukces to wynik głębokiej polaryzacji Stanów Zjednoczonych: w przytłaczającej większości Amerykanie głosują na białe lub czarne unikając różnych odcieni szarości. Nie przekonała ich więc choćby oferta Viveka Ramaswamy'a (który po Iowa wycofał się z kampanii), że będzie Trumpem, tylko młodszym. Ale miliarder wyciągnął też wnioski z dwóch poprzednich bojów o Biały Dom budując niezwykle profesjonalną kampanię wyborczą. 

Czytaj więcej

Prawybory w Iowa: Pierwsza zdecydowana wygrana Donalda Trumpa

Dla Donalda Trumpa doskonałą wiadomością jest także to, że jego dwaj najpoważniejsi rywale, Ron DeSantis i Nikki Haley, osiągnęli niemal równy wynik (po około 1/5 głosów). To oznacza, że będą jeszcze przez jakiś czas toczyć morderczą walkę między sobą, na której Trump może tylko zyskać. 

Ron DeSantis nie zagrozi Donaldowi Trumpowi w umiarkowanych stanach

Jeśli jednak DeSantis, który prezentował się jako bardziej konserwatywna wersja miliardera, pozostał tak daleko za Trumpem w Iowa, to nie zagrozi już faworytowi tej rozgrywki w nadchodzących tygodniach, gdy starcie przenosie się do bardziej umiarkowanych stanów. A byłej ambasador USA przy ONZ z jej przesłaniem otwarcia na świat niezwykle trudno będzie przełamać  tak bardzo rozpowszechnione dziś w Partii Republikańskiej nastroje izolacjonistyczne. 

Czytaj więcej

Kanadyjczycy przekonani, że demokracja w USA nie przetrwa jeśli wróci Trump

Donald Trump, gdy okazało się, że uzyskał w Iowa fenomenalny wynik, czyli nieco ponad połowę głosów, pyszałkowato ogłosił, że nadszedł czas, aby „wyprostować świat”. W przeszłości wielokrotnie mówił, co to oznacza. Od „porozumienia w ciągu jednej doby z Putinem” po sygnały, że Stany Zjednoczone mogłyby opuścić NATO. Dla Polski, Europy i wolnego świata nie ma w tym nic dobrego. Tym bardziej że Trump, który chce „być na jeden dzień dyktatorem” (Joe Biden ostrzega, że zostanie nim „od pierwszego dnia”) stanowi też zagrożenie dla demokracji i rządów prawa w Stanach Zjednoczonych.

Joe Biden ma większe szanse, niż wskazują na to sondaże

Jeśli wykluczyć ogłoszenie wyroku więzienia dla Trumpa jeszcze przed listopadem, co byłoby precedensem w historii USA, staje się więc coraz bardziej jasne, że już tylko Biden może położyć kres triumfalnemu powrotowi 45. prezydenta do Białego Domu. Na szczęście szanse na wygraną 81 letniego przywódcy są większe, niż wskazują na to sondaże. Biden udowodnił to choćby w czasie wyborów cząstkowych do Kongresu. Ale co, jeżeli w ciągu nadchodzących miesięcy podupadnie na zdrowiu czy wymsknie mu się spektakularna gafa? Ostatecznie Demokraci nie posiadają żadnego planu B.

Donald Trump chce „wyprostować świat”. Stanowi to wielkie zagrożenie dla Polski i Europy

Hannibal ante portas, Hanibal u bram — ostrzegali starożytni Rzymianie. Dziś to samo możemy powiedzieć o Trumpie. 

Inaczej, niż jego główni rywale, miliarder tylko kilka razy zajrzał do stanu Iowa, który słynnie przede wszystkim z upraw kukurydzy. Nie poparła go lokalna elita, w tym gubernatorka Kim Reynolds czy ewangelikalni pastorzy tych konserwatywnych zakątków USA. Przeznaczył też dwa razy mniej środków niż Ron DeSantis i Nikki Haley na przekonywanie Iowian. A jednak inaczej, niż w 2016 roku, Trump odniósł tutaj miażdżące zwycięstwo. Teraz całkiem prawdopodobne staje się to, że uda mu się zebrać wystarczająco dużo głosów wielkich elektorów do wykluczenia swoich konkurentów z walki o republikańską nominację, zanim na początku marca rozpocznie się w Waszyngtonie jego proces o próbę zamachu stanu, co może odstraszyć bardziej umiarkowanych republikańskich wyborców.

Pozostało 80% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska