Artur Bartkiewicz: Mateusz Morawiecki na Ukrainie. Nie bójmy się mówić głośno o rzezi wołyńskiej

Premier Mateusz Morawiecki oddający hołd ofiarom rzezi wołyńskiej na ziemi ukraińskiej, na której w latach 40-tych XX wieku doszło do ludobójstwa Polaków, przynajmniej częściowo naprawił błąd prezydenta Andrzeja Dudy.

Publikacja: 08.07.2023 10:12

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

„Spokojna polityka historyczna”, o której mówił w Radiu Zet prezydent Andrzej Duda, zestawiając ją z – mówiąc delikatnie – wyjątkowo niezręczną, biorąc pod uwagę kontekst historyczny, metaforą „biegania z widłami”, nie musi bowiem polegać na milczeniu o sprawach trudnych. Premier Mateusz Morawiecki pojechał na Ukrainę, nazwał rzeź wołyńską ludobójstwem, wskazał, że dokonali jej ukraińscy nacjonaliści i zapowiedział starania o ekshumację wszystkich ofiar zbrodni. I wcale nie wywołał tymi słowami kryzysu w relacjach Polski z Ukrainą. Nie zerwał przyjaźni, jaka rozkwitła między Polakami a Ukraińcami wobec tragedii, jakiej doświadcza Ukraina. Nie uraził ukraińskich uchodźców, których Polska tak gościnnie przyjęła. Po prostu powiedział prawdę.

Jeśli będziemy uprawiać „spokojną politykę historyczną” milcząc o Wołyniu, ten słoń w pokoju będzie rósł. Aż w końcu palcem pokaże go Rosja

Rzeź wołyńska: Nie stawiać warunków Ukraińcom, ale nie milczeć

Czytaj więcej

Ks. Isakowicz-Zaleski: Wypowiedź prezydenta o „bieganiu z widłami” jest prostacka

Ważne jest przy tym to, że Morawiecki nie stawiał warunków obecnym władzom Ukrainy. Prawdziwej skruchy i rzeczywistego uznania tego, że ukraińscy nacjonaliści dopuścili się ludobójstwa nie wymusimy, nawet w sytuacji, gdy Ukraina jest tak bardzo zależna od pomocy Zachodu, w tym Polski. Do całkowitego odcięcia się od historii UPA, którą długo wielu Ukraińców uważało za mit założycielski współczesnego ukraińskiego narodu, Ukraińcy muszą dojrzeć sami. I nie ma wątpliwości, że będą musieli to zrobić, bo z bagażem Stepana Bandery i XX-wiecznego nacjonalizmu, nigdy nie staną się częścią Zachodu, którą tak bardzo chcą być. Współczesny Zachód powstał dzięki odrzuceniu ślepej uliczki nacjonalizmów, które zniszczyły Europę w XX wieku. Nie byłoby współczesnego Zachodu, bez Niemiec uznających swoje zbrodnie i odcinających się od nich. Ukraina też w końcu to zrozumie.

Czytaj więcej

Rocznica rzezi wołyńskiej, Co dzieli Polaków i Ukraińców?

Ale czekając na to Polacy nie muszą milczeć o swojej historii. Ba, nie powinni tego robić. Zwłaszcza, że w przypadku rzezi wołyńskiej nie ma miejsca na żadne wątpliwości. Tak, II RP nie była wymarzonym miejscem do życia dla Ukraińców, ale była rajem na ziemi w porównaniu do tego, co zafundował przed II wojną światową Ukraińcom po drugiej stronie granicy Józef Stalin. II RP mogła być przez Ukraińców postrzegana jako niesprawiedliwa, ale nie dopuściła się na nich zbrodni. Tego, co stało się w latach 40-tych na Wołyniu, nie sposób relatywizować, wyjaśniać, równoważyć jakimiś rachunkami krzywd. Na Wołyniu doszło do ludobójstwa. Ofiarami byli Polacy. Katami ukraińscy nacjonaliści. Współcześni Polacy są winni ofiarom rzezi wołyńskiej pamięć i powtarzanie prawdy o tym, co działo się owej krwawej niedzieli i w wiele innych niedziel w latach 40-tych.

Ukraińcy będą pamiętać o Buczy, Polacy będą pamiętać o rzezi wołyńskiej

Współcześni Ukraińcy nie są oczywiście winni tych zbrodni. Ale muszą zrozumieć, że Polacy nie mogą o nich zapomnieć. Tak jak Ukraińcy nie zapomną o Buczy, Irpieniu, Dnieprze, Kramatorsku. Nawet, jeśli kiedyś, w jakiejś dalekiej przyszłości, będą się jednać z odmienioną (miejmy nadzieję) Rosją, nie poświęcą w imię tego pamięci o 14-letnich bliźniaczkach, Julii i Annie, które zginęły od uderzenia rosyjskiego Iskandera. Dlatego muszą zrozumieć, że my też nie możemy zapomnieć.

Czytaj więcej

Iskander spadł na Kramatorsk. Wśród ofiar nastoletnie siostry-bliźniaczki

Nie ma wątpliwości, że – jeśli chcemy być silni i bezpieczni – przyszłość naszych narodów musi być wspólna. Nasz prawdziwy wróg jest na wschodzie, a naszym strategicznym celem jest go tam zatrzymać. Ale prawdziwą przyjaźń zbudujemy na prawdzie. Bo jeśli będziemy uprawiać „spokojną politykę historyczną” milcząc o Wołyniu, ten słoń w pokoju będzie rósł.

Aż w końcu palcem pokaże go Rosja.

„Spokojna polityka historyczna”, o której mówił w Radiu Zet prezydent Andrzej Duda, zestawiając ją z – mówiąc delikatnie – wyjątkowo niezręczną, biorąc pod uwagę kontekst historyczny, metaforą „biegania z widłami”, nie musi bowiem polegać na milczeniu o sprawach trudnych. Premier Mateusz Morawiecki pojechał na Ukrainę, nazwał rzeź wołyńską ludobójstwem, wskazał, że dokonali jej ukraińscy nacjonaliści i zapowiedział starania o ekshumację wszystkich ofiar zbrodni. I wcale nie wywołał tymi słowami kryzysu w relacjach Polski z Ukrainą. Nie zerwał przyjaźni, jaka rozkwitła między Polakami a Ukraińcami wobec tragedii, jakiej doświadcza Ukraina. Nie uraził ukraińskich uchodźców, których Polska tak gościnnie przyjęła. Po prostu powiedział prawdę.

Pozostało 86% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich