Pomysł prezesa OpenAI, Sama Altmana, by na wzór Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej powołać ciało regulujące rozwój sztucznej inteligencji (AI), jest bardzo inteligentny. I to w dwójnasób. Po pierwsze Altman uznał, że skoro prędzej czy później dojdzie do prób uregulowania AI, lepiej samemu wyjść z jakąś propozycją i mieć wpływ na powstawanie regulacji, niż tylko biernie się przyglądać, jak inni regulują twoją branżę. Dlatego też Altman jeździ po świecie, spotykając się z politykami (w Warszawie odwiedził premiera Mateusza Morawieckiego) oraz fanami nowych technologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Po drugie konieczność pełnej transparentności wszystkich głównych graczy przed taką międzynarodową agencją regulacyjną mogłaby uchronić świat przed rozmaitymi nieszczęściami wynikającymi z prób wykorzystania AI w celu zaszkodzenia ludzkości. W dodatku eksperci takiej agencji mogliby dostrzec pewne niepokojące zjawiska czy tendencje, które przegapiliby inżynierowie i programiści, którzy tworzyć będą np. kolejne wersje chatbotów opartych na generatywnej sztucznej inteligencji.
Czytaj więcej
Firmy oszalały na punkcie sztucznej inteligencji. AI jest jak energia atomowa: może być bronią, ale i źródłem pozytywnych działań. Jest pomysł, jak ją uregulować, choć to karkołomne zadanie.
Słabością tego pomysłu są jednak realia geopolityczne: nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie Rosja, Stany Zjednoczone, Chiny, Indie czy Unia Europejska były w stanie się w jakiejś sprawie dogadać, dogadanie się zaś w obszarze, który mógłby dać któremuś z graczy przewagę konkurencyjną, byłoby szczególnie trudne. Z punktu widzenia np. obozu świata demokratycznego pod wodzą USA i UE wyprzedzenie reszty stawki przez Chiny i Rosję mogłoby się okazać katastrofalne, również z powodu potencjału dezinformacji czy cyberataków, do których można by zaprzęgnąć sztuczną inteligencję.
Altman w Warszawie przedstawił się jako zdecydowany techno optymista. Dostrzegał ryzyko związane z rozwojem AI, ale przekonywał, że pozytywy z niego dla ludzkości będą przeważać ciemne strony. Tezy o tym, że boty doprowadzą do większej równości na świecie poprzez zdemokratyzowanie dostępu do informacji i wiedzy, brzmią trochę jak zapowiedzi ojców założycieli internetu. Świat dziś, po kilku dekadach od uruchomienia WWW, nie stał się wcale bardziej egalitarny, ok. 30 proc. zaś całego ruchu w globalnym internecie generują… serwisy pornograficzne.